czwartek, 2 lipca 2015

wtorek, 23 czerwca 2015

Epilog

Lou’s POV:
-Tutaj! –krzyknął Harry wskazując na jedyne, wolne miejsce parkingowe. Przymierzałem się do skrętu, gdy drogę zajechał mi czarny motor.
-Co ty robisz debilu?! –no chyba go posrało. Za kogo on się ma? Chuj jebany.
-Kto pierwszy ten lepszy, skarbie. – usłyszałem damski głos. Zobaczyłem piękne, długie, blond włosy powiewające na wietrze. Dziewczyna zaczęła iść w stronę szkoły.
-Stary, podsiadła cię laska. –śmiał się Harry.
-Kurwa, siedź cicho. –warknąłem w kierunku Harry’ego, a ten natychmiast przestał się śmiać.
***
Nasze usta się zetknęły. Chciałem się odkleić, ale nie mogłem. Ta dziewczyna namieszała w mojej głowie. Znam ją tylko kilka popieprzonych godzin. Dlaczego uważam te godziny za najlepsze w moim życiu? Ale to jest pojebane, jak całe moje życie.
Odepchnęła mnie.
-Co to miało znaczyć?! – krzyknęła wybiegając z budynku. 
-Myślałem, że tego chcesz! -byłem pewien. Byłem pewien, że ona choć w połowie czuje to co ja. Zaczęła biec, a ja nie miałem siły za nią jej gonić. Czy to możliwe, że ta dziewczyna będzie znaczyła dla mnie więcej niż powinna?
***
-Bądźmy przyjaciółmi okej? Takimi, którzy się lubią, nie kochają... – czy właśnie moje serce pękło na miliony kawałków?
-Wiesz.. Czuję się tak jakbyśmy się znali od lat.. To jest głupie uczucie. Znam cię raptem 2 dni, a mam wrażenie, żee.. a z resztą nieważne. Po co ja ci to mówię? –odpuszczę. To w końcu tylko zwykła dziewczyna, która tylko mi się podoba.
 -Louis, mów. Ja posłucham, może tylko wyglądam na taką, która słucha, słucha, słucha, a i tak nie wie o co chodzi... Jestem całkiem mądra. Czasem myślę, że jestem kompletnym zerem. Że zachowuje się kompletnie inaczej, wbrew sobie. Kocham motory, ale ja nie jestem taka twarda.. Umiem się rozkleić, umiem płakać, mam uczucia. To dlatego chciałabym, żebyśmy byli przyjaciółmi. Moje uczucia nie nadążają za tym wszystkim. Przepraszam.
-Nie przepraszaj, nie masz za co. To ja znowu spierdoliłem.. Znowu... Śmieszne słowo nie? – zaśmiałem się. To jest doprawdy zabawne. Czy ja liczyłem na wielką miłość?
- Nie chce żebyś przeze mnie cierpiała.. Chcę twojego szczęścia, bardziej niż swojego.
-Przyjaźń? - wyciągnęła paluszek, żeby sobie "przyrzec".
-Przyjaźń! –uśmiechnąłem się.
***
- Oh, Jenn. –chciałem, żeby padła mi w ramiona, żeby powiedziała jak bardzo mnie kocha. Gdy zobaczyłem jej czerwone, opuchnięte od płaczu, moje serce natychmiast pękło. Ona cierpiała.
- Jack'ie idź na górę, please. –powiedziała ledwie słyszalnie. Była bardzo słaba, ledwo trzymała się na nogach.
- Więc... –szepnęła po długiej chwili milczenia. Dlaczego nagle jest tu tak gorąco?- Kurwa, Louis. Kocham Cię. –całe moje ciało ogarnęła wielka ulga. Ona mnie kocha. Ona naprawdę mnie kocha. Wykonałem jeden długi ruch, po czym szybko złączyłem nasze usta.
***
-Kochanie... -zacząłem, ale ona mi przerwała. Jej usta ułożyły się tak słodko, miałem ochotę ją pocałować, przytulić i nigdy nie puścić.
-Nie. Żadne kochanie. - powiedziała stanowczo odsuwając się pojedynczym krokiem. -Żadne kochanie. Nie ma miłości. Nie ma czegoś takiego. Nigdy w to nie wierzyłam i nigdy nie uwierzę.
-Ale... ale co z nami? Godzinę temu chciałaś tego... -wziąłem lekki oddech, którego pewnie nie usłyszała. - Chciałaś nas.
-Niczego nie chciałam. - powiedziała przełykając ślinę.
-Czemu mnie okłamujesz? -wiedziałem, że kłamie, czułem to. Przybrałem głos 'twardziela' chociaż moje wnętrze płakało, byłem rozbity. Milczała. -Czemu mnie okłamujesz? - powtórzyłem o wiele głośniej niż poprzednim razem. Ciągle milczała. -Czemu mnie okłamujesz?! -nie wytrzymałem, krzyknąłem. Nadal milczała. Chwilę myślałem co mam powiedzieć. Chciałem ją przytulić, tak bardzo tego chciałem. Zrobiła krok do przodu, skracając przestrzeń między nami. Była tak blisko mnie, czułem jej oddech. Odsunąłem się. Wolałem, żeby została teraz sama. Żeby się uspokoiła. -Dzięki za wspaniały, godzinny związek, Jenn. - powiedziałem, nawet nie wyczuwając sarkazmu jakim ją obdarzyłem. Poszedłem do drzwi. Otworzyłem je i wyszedłem. Wsiadłem w auto. Odjechałem.
***

-Jenn? – zadzwoniła, tak dobrze ją usłyszeć. Wszystkie złe emocje ze mnie spłynęły.
-Louis, błagam, przyjedź do mnie. Lucas tu jest, wybił szybę. Boję się. Błagam. –zabiję chuja, przysięgam. Niech już lepiej spierdala, będzie miał większe szanse na przeżycie.
-Zaraz będę. – powiedziałem gdy zdałem sobie sprawę, że warto odpowiedzieć Jenn, że przyjadę. Dla niej wejdę nawet do piekła.
***
- Jakie, wejdź do środka, proszę. - powiedziała łamiącym się głosem.  - Co Ty tutaj robisz? – warknęła w moją stronę. Muszę walczyć, nie mogę odpuścić. Jest dla mnie za dużo warta.
- Ja nie uganiam się za Eleanor!
- A kto kurwa? Ja?! Stała przy Twoim samochodzie i robiła te swoje jebane, maślane oczka i wypychała cycki w Twoją stronę. Rozumiem kurwa, że jesteś najseksowniejszym chłopakiem w szkole i ona chce Cię zaliczyć, ale chyba za bardzo nie rozumie, że jesteś mój. – pocałowała mnie, szybko odwzajemniłem pocałunek.
- Tylko i wyłącznie Twój. –odpowiedziałem gdy uświadomiłem sobie, co się właśnie stało.
***
- Mama? Tata? – po chuja oni tu przyjeżdżali? Przez dwa cholerne lata nie odezwali się do mnie ani słowem, a teraz? Zjawiają się gdy wszystko poukładałem.
- Co to ma znaczyć do cholery?! – krzyczy najlepszy ojciec na świecie, wyczujcie ten sarkazm.
- To jest moja dziewczyna, Jenn. Jenn to moi rodzice. – nie dam im za wygraną.- A tak w ogóle to przypisaliście mi tą działkę, więc, gdzie jest problem? – zaraz nie wytrzymam, wybuchnę.- Nie przejmowaliście się mną przez te dwa jeba... –przerwał mi słodki głos Jenn.
- Louis, nie wyrażaj się! –krzyknęła, a mi było wstyd. Wstyd, że słyszała mój wybuch.
- Przepraszam, kochanie.
- Wyjechaliśmy, bo wiedzieliśmy, że sobie poradzisz. Wiesz, jaka była nasza wcześniejsza sytuacja finansowa. - westchnęła mama. Kochałem ją. W przeciwieństwie do ojca rozumiała mnie, wiedziała czego potrzebuję. Gdyby nie on, nasze życie wyglądało by o wiele lepiej.
- A w ogóle, co to ma znaczyć, że jakaś dziewczyna chodzi po naszym domu pół naga?! Myśleliśmy, że skupisz się na nauce, a nie uganiał za dziewczynami. Zawiodłem się na Tobie, chłopcze. – wysłałem mamie pytające spojrzenie, na co ta pokręciła głową. Oto co oznacza ‘my’ w słowniku mojego ojca.- Wracasz z nami do Donchester'u. Jutro o 9:00 rano mamy samolot. Przyjedziemy po Ciebie do Twojego mieszkania i nie słyszę sprzeciwu. –pojebało go?! Czy jego naprawdę pojebało?! Nigdzie nie jadę. Niech zabierze mi wszystko. Dom, samochód, działkę, pieniądze, telefon, komputer. Wszystko. Tylko niech nie izoluje mnie od Jenn. Tylko nie to.
***
-LOUIS!-usłyszałem krzyk Jennifer. Nie mogę płakać, nie teraz. Nie mogę myśleć o tym, że widzę ją po raz ostatni. - Zapomniałam dać Ci czegoś ważnego.
- Co się stało? Co chcesz mi dać? – po chwili wyciągnęła z pudełka bransoletkę z serduszkiem, naszą datą poznania się, a po drugiej stronie nasze wspólne zdjęcie. W moich oczach zaczęło zbierać się miliony łez. Tak cholernie ją kocham. -Kochanie, nie musiałaś... - otarłem swoje łzy. Muszę być twardy.
- Ale chciałam. Może znajdziesz tam szczęście i będziesz z dziewczyną, która na pewno jest lepsza ode mnie, ale chcę Cię prosić tylko o to, żebyś nie zapomniał o mnie. Będziesz mieć wspaniałą dziewczynę która da Ci to czego oczekujesz, ale nie zapomnij o mnie. I ostatni prezent. – wpiła się w moje usta, a ja nie chciałem jej tracić. Jak nie ona, to nikt. Nie ma lepszej, nie ma. Ona jest tym czego oczekuję, tylko ona.
- Dobra dzieciaki. Louis wracaj z powrotem z Jennifer do domu. Sami polecimy. - powiedziała mama, a ja mocno uścisnąłem Jenn, zobaczyłem biegnącego w naszą stronę Jacoba, który szybko się do nas przytulił. Miał szkliste od łez oczy. Pokochałem go, jest świetnym dzieciakiem.
***
Wsiadam do samochodu i uruchamiam silnik. Strasznie boję się, czy wszystko wypali… Chcę żeby czuła się inaczej, wyjątkowo… żeby było idealnie… Już wyobrażam sobie jej uśmiech, słodki, uroczy i prawdziwy, jej podekscytowany wyraz twarzy, gdy zobaczy co dla niej przygotowałem. Swoimi ustami wypowie ciche „Dziękuję.” i wtuli się w moje ramiona, a ja będę napawał się każdą chwilą jaką mogę z nią spędzić… Kocham ją. Tak bardzo ją kocham. Kilka miesięcy temu, gdyby ktoś opowiedział mi, że pokocham kogoś mocniej niż można to sobie wyobrazić, wyśmiałbym go. Wyrywam się z moich myśli, gdy staje przed domem Jenn. Biorę głęboki oddech i wysiadam z samochodu.
***
-Kocham cię. –mówię patrząc mu prosto w oczy.
-Kocham cię. –odpowiada i uśmiecha się tym swoim pieprzonym uśmiechem, który kocham.
***
-Przepraszam. –mówię to co czuję. Przepraszam ją, że zostawiłam samą w restauracji. Przepraszam ją, że wdałem się w bójkę. Przepraszam ją, że wyglądam jak wyglądam. Przepraszam ją, że ta randka to kompletny niewypał. Gdy już myślę, że jej słodki głos odpowie „Nie masz za co.”, ona łączy nasze usta. Jest to tak delikatny, ale pełen charakteru pocałunek. Sposób w jaki poruszają się jej usta, dłoń, którą trzyma na moim policzku, moje ramiona oplatające jej talię i ulice Londynu; ciche, spokojne, mam wrażenie, że czas stanął w miejscu, ale gdy Jenn przerywa pocałunek uświadamiam sobie, że jednak życie trwa dalej. Jednak ja jej nie puszczam, czuję, że jej twarz wtula się w mój tors, a gdy widzę gęsią skórkę na jej ramionach, szybko zdejmuję marynarkę i zakładam na nią, po czym wracam do przytulenia. Przysięgam, że jeżeli jest coś lepszego niż ta chwila, to już nigdy jej nie puszczę, by nie zaznać czegoś lepszego, bo to kurwy nędzy nasze ciała są idealnie dopasowane.
-Uhm… Jenn? –mówię całując jej czoło.
-Tak? –odchyla głowę tak by na mnie spojrzeć.
-Bo ja… Ja… Nie wiem jak to powiedzieć… -zamykam oczy, aby ukryć moje zażenowanie. Nie umiem powiedzieć, że ją bardzo kocham i moim największym marzeniem w tej chwili jest aby została moją dziewczyną?
-Po prostu powiedz. –słowa wypływają z niej jak śpiew z małego ptaszka.
-Ja… ja… Jestem pieprzonym idiotą, bo nie umiem dobrać słów, tak aby powiedzieć ci, że zakochałem się w tobie do szaleństwa i powinienem wylądować przez to w psychiatryku, chociaż zdaję mi się, że nawet tam nic mi nie pomoże. –zatrzymuję się by spojrzeć w jej piękne, głębokie oczy, w których pomimo tego całego syfu, mogę dostrzec radość. –I…i…i kocham cię tak bardzo… Nie umiem tego wyrazić w słowach…. Ugh… widzisz, wariuję przy tobie. To jest to co ze mną robisz. Tracę mowę, rozum i wszystko co mi dane, bo jesteś ty, najważniejsza w moim życiu. Czy… czy dałabyś mi ten zaszczyt… nie, nie, nie. To brzmi okropnie, czekaj. Czy zechciałabyś… -Boże. Poziom mojego wstydu osiągnął już maksimum. Patrzę w jej oczy, które są zaszklone. Czy ona… Czy ona płacze? Boże, co ja narobiłem. Odchylam głowę do tyłu, zamykam oczy by poukładać wszystkie słowa, które plączą się w moim mózgu. –Dobra, prosto z mostu. Jenn, czy zostaniesz moją dziewczyną? –wstrzymuję oddech, gdy patrzę na łzę, która wyznacza ścieżkę na jej poliku. Wycieram ją dłonią i lekko się uśmiecham dodając jej otuchy. Jeżeli odpowie, że to nie ten czas, zrozumiem i będę walczył dalej. Nie poprzestanę na jednym, uhm… drugim, razie. Za bardzo ją kocham, żeby tak łatwo zrezygnować.
-Tak. –mówi po dłuższym milczeniu po czym  łączy nasze usta. Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie.
***
-To tylko pięć dni… -Harry przewrócił oczami.
-Przeżyłbyś pięć dni bez swojego powietrza?! –krzyknąłem. Musiałem wybuchnąć, to wszystko mnie przytłoczyło. Wszyscy oczekują ode mnie nie wiadomo czego, a ja jestem człowiekiem. Mama. Tylko ona mnie rozumie. Ci wszyscy popieprzeni ludzie z Doncaster  chcą Louisa, bad boy’a, który nie ma uczuć. Oni chcą jego. –Ja nie jestem taki! Harry, zmieniłem się! Rozumiesz?! Zmieniłem się! Ty też! Nie widzisz tego? Błagam… -miałem wrażenie, że wykrzyczy mi prosto w twarz, że dramatyzuje, że jestem idiotą, a on? On podszedł i posłał mi przyjacielski uścisk.
-Wiem stary, wiem. To tylko przyzwyczajenie. – Przyzwyczajenie, że jesteśmy złymi chłopcami z Doncaster. –Idziemy na imprezę.
***
-Błagam. Wysłuchaj mnie. –szepczę czując natłok łez w moich oczach. Kiwnęła głową. Kiwnęła czy mi się zdawało? Nie, nie zdawało mi się. Harry bierze Lissę za rękę i kierują się w stronę samochodu Harry’ego.
-O jedno cię proszę… -zaczęła, a ja ciągle walczę ze sobą by wylać ze mnie wszystkich płynów, jakie posiadam. –bądź szczery.
-Nie mam zamiaru kłamać. Powiem ci wszystko po kolei, a potem zdecydujesz czy… czy… -nie umiałem tego wymówić. „Czy naprawdę będziesz chciała ode mnie odejść?”. Czuję łzę na policzku. Płaczę. Płaczę przy najważniejszej osobie mojego życia.
-Mów. –odwraca wzrok i opiera się na murku. Ja wycieram łzy i wykonuję to samą czynność co Jenn.

-Więc… Ja… ja… Okej. Zacznę od początku. –wziąłem głęboki oddech. –W Doncaster, ja i Harry byliśmy złymi chłopcami, którzy mają każdą dziewczynę na pstryknięcie palcami. Chodziliśmy na imprezy, alkohol, narkotyki, papierosy, seks. Było super, póki to nie zabrnęło za daleko. Pewnego wieczoru, jak zwykle, poszliśmy na imprezę do Hannah. Gdy weszliśmy wszyscy już tam byli. Impreza też zaczęła się jak zwykle- alkohol. Później zaczęliśmy grać w tą cholerną butelkę. Hannah zakręciła. Wypadło na mnie, wybrałem wyzwanie. Powiedziała: „Idź z Roonie na 10 minut do pokoju.”. Zrobiłem to, weszliśmy do pokoju, a ona zaczęła jakąś chorą akcję. Zaczęła się rozbierać, siadać na mnie, tańczyć. Gdy stanowczo oznajmiłem jej, że nie mam ochoty uprawiać z nią seksu, ona wybiegła z pokoju krzycząc i płacząc. Później pamiętam niewiele. Policja, przesłuchania. Oskarżyła mnie o gwałt. Naprawdę to zrobiła… Nie mogłem w to uwierzyć… Najbardziej zabolało mnie to, że to była intryga. Ona i reszta naszej zajebistej ekipy zmówiła się przeciwko mnie. Gdy tylko ktokolwiek by mnie trafił, a ja wziąłbym wyzwanie, padłoby to, a potem… Mieli napisany cały scenariusz… Później wszystko rozniosło się po Doncasterze, a rodzice chcąc mnie chronić wysłali mnie tutaj… To wszystko, to cała prawda, a teraz… Teraz możesz mi powiedzieć, jak bardzo mnie nienawidzisz i jak bardzo pragniesz ode mnie odejść… -na końcu głos mi się załamał. Podnosiłem dłonie aby schować w nich twarz, gdy nagle poczułem jej usta  na moich. Potrzebuje mnie tak samo jak ja jej.
***
-Louis… Louis, kochanie… Obudź się. –moje oczy się otworzyły, a przed nimi zobaczyłem miłość mojego życia.
-Jenn jeszcze pięć minut. –powiedziałem, po czym przewróciłem się na drugi bok.
-Okej, albo mój chłopak podczas snu zamienił się w pięcioletniego marudzącego dzieciaka albo miał zajebisty sen, do którego każdy chce tylko wracać. –zaśmiała się. Kocham jej śmiech, jest taki słodki.
-Opcja druga. –odpowiedziałem i od razu uśmiechnąłem się na myśl o moim śnie. Wszystko to co wydarzyło się przez ostatnie 4 miesiące to kompletny kosmos, a jednak, było warto.
-Okej, a teraz wstawaj. Za 15 minut otwieramy prezenty. –PREZENTY. Natychmiast otworzyłem moje oczy oraz zerwałem się z kanapy.
-Wiedziałam, że to zadziała. –oboje wybuchliśmy śmiechem.
***
-Synku, ta bransoletka jest wspaniała! Dziękuję! Oh, Jennifer. Skąd wiedziałaś, że takie chciałam? Są prześliczne! Jednak istnieje coś takiego jak instynkt kobiety. –zaśmiała się moja mama, a ja z niecierpliwością czekam aż Jennifer zacznie otwierać swoje prezenty. Biorę głęboki oddech, gdy otwiera prezent od mojej mamy, uśmiecha się na patelnię do naleśników.  Wreszcie w jej ręce trafia prezent ode mnie. Powoli zsuwa małą pokryweczkę, na której napisałem „Obyś nie musiała zastanawiać się nad odpowiedzią.”
-Oh, Louis. –przybliża się do mnie. Jej oczy są szkliste, a ja znam ją na tyle dobrze, że wiem, że to łzy szczęścia.  Kiwa głową, a ja natychmiast biorę ją w swoje ramiona. Mogę stwierdzić, że jestem najszczęśliwszą istotą na jakiejkolwiek planecie.
-Louis, co ty jej dałeś? –Jacob i moja mama mają na sobie zmieszany wyraz twarzy.
-To. –odpowiedziała Jenn, pokazując nowo założony pierścionek zaręczynowy. Jacob natychmiast rzucił się na moją mamę. Nie wyrobił ze wzruszenia. Moja mama ściskała go tak mocno, że przez chwilę zastanawiałem się czy przypadkiem go nie udusi, hah.
-Okej! Czas na twoje prezenty, Lou. – powiedziała moja narzeczona, tak będę mówił to tak często jak będę mógł. Wziąłem pierwszy prezent, od Jenn. Otworzyłem go, a moje serce stanęło. Całe moje ciało wypełniła nagła radość. Nie mogłem powstrzymać wzruszenia. Szybko podbiegłem do Jenn i mocno ją przytuliłem.
-Wytłumaczcie mi to, jestem za stara. –powiedziała moja mama. 
-A ja za młody. –dopowiedział Jacob.

-Wygląda na to, że będziesz babcią, a ty starszym bratem. –oznajmiłem, a wszyscy zaczęli nam gratulować i nas ściskać. To jest właśnie to, czego oczekiwałem od życia. 
________________________________
O kurde. Koniec. Epilog. Jezu, nie umiem się rozstać z tym blogiem, jakkolwiek głupio to brzmi. Wybaczcie za prawie miesięczne spóźnienie, ale strasznie ciężko pisało mi się ten epilog, naprawdę xd
Dziękuję za wszystkie komentarze, za wszystko to co robiliście żeby pisało nam się lepiej. Jesteście wspaniali ♥
Na tym blogu tyle się działo, tyle słów tutaj napisałyśmy, tyle czasu... Nadal nie mieści mi się to w głowie, że jest 00:35 a ja piszę końcówkę czegoś co ma zakończyć to wszystko.
Ogólnie to chyba się zżyłam z Louisem i Jenn, wiecie? xd :') 
Nie będę już nic więcej pisać, bo nie chcę się rozkleić :') :D
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO
Karolina

Chciałabym Wam bardzo, ale to bardzo podziękować za wszystkie komentarze i wyświetlenia na naszym blogu. Bardzo Was kocham♥ To jeszcze nie koniec naszej współpracy i niedługo zakładamy kolejnego bloga jeśli wymyślimy fabułę bloga xD Więc... Do następnego :*

Wiktoria

środa, 27 maja 2015

Rozdział 19

Muzyka

UWAGA! Rozdział zawiera treści 18+ przeznaczone dla osób pełnoletnich. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!

Jeniffer's P.O.V

- Może wspólna kąpiel? - zaproponował Louis, kiedy byliśmy u niego w domu. - Na rozluźnienie
- A z miłą chęcią. - odpowiedziałam i pocałowałam go.

Weszliśmy niezauważeni przez jego mamę do łazienki i Louis zaczął rozpinać powoli swoją koszulę, po chwili zdjął spodnie i został w samych bokserkach. Podszedł do mnie, odwrócił do siebie tyłem, zgarnął moje włosy na lewe ramię i zaczął obdarowywać moją szyję mokrymi pocałunkami. Po chwili poczułam, że odpina zamek od mojej sukienki, która w kilka sekund lekko spadła na kafelki. Odsunęłam ją na bok swoją nogą. Louis podszedł do wanny i zaczął przygotowywać nam kąpiel, a ja stałam ze spuszczoną głową. Po kilkunastu minutach poczułam ręce Louis'a oplatające moją talię.

- Kąpiel gotowa. - szepnął mi do ucha i pocałował w nos.
- Mógłbyś się odwrócić? - zapytałam nadal nie podnosząc wzroku.
- Oczywiście. - powiedział i odwrócił się w stronę ściany. Jak najszybciej zdjęłam bieliznę i weszłam do wanny. Po chwili to samo uczynił Lou.

Siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Lecz po krótkim relaksowaniu się mój chłopak zawisł nagle nade mną.

- L... Louis, co Ty ro...robisz? - zapytałam piskliwym głosem jąkając się.
- Cii, nie musisz się o nic martwić, nie zrobię Ci krzywdy. Obiecuję, dobrze? - zapytał, a ja tylko kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam.

Pocałował mnie w usta, ale po chwili pocałunek stał się bardziej brutalny. Później zaczął obdarowywać delikatnymi, jak muśnięcia piórkiem pocałunkami moją szyję oraz dekolt. Odchyliłam z przyspieszonym oddechem i cichym jęknięciem głowę, aby dać mu większy dostęp, a on szybko to wykorzystał i wziął jeden z moich sutków między swoje zęby. Jęknęłam i wplotłam palce w jego brązowe włosy dając mu sygnał, że chcę, aby robił więcej. Moja wewnętrzna bogini aż szalała z napięcia seksualnego, jakie były między nami.

- Chciałbym sprawić, że będziesz szalała z rozkoszy. - powiedział zachrypniętym głosem, a ja od samych jego słów i jego głosu czułam, że jestem blisko. - Rozszerz nogi. - nakazał, a ja to zrobiłam, a po chwili Louis przyssał się do mojej łechtaczki.
- Louis! - sapnęłam. Nagle Lou oderwał się i spojrzał na mnie pytając o zgodę, a ja tylko kiwnęłam głową przymykając oczy z rozkoszy. Po chwili poczułam, jak moje wnętrze się rozpycha. Tommo poruszał się wolno, ale jednak mocno. Mimo, że był to mój pierwszy raz, nie przeszkadzało mi to. Kilka minut po połączeniu naszych ciał w jedność, oboje doszliśmy w tym samym czasie.

***

Postanowiliśmy już wyjść, owinęliśmy swoje ciała w ręczniki, wytarliśmy kafelki, bo bardzo dużo wody się wylało. Wyszliśmy uśmiechnięci od ucha do ucha z łazienki, ale po chwili nasze uśmiechy znikły, kiedy zobaczyliśmy mamę Louis'a przed nami. Moje policzki od razu przybrały szkarłatny kolor, a Lou wybuchnął śmiechem, a jego mama do niego dołączyła. Mi nie było do śmiechu, bo właśnie jego mama wiedziała lub nawet słyszała, jak uprawialiśmy seks. Ugh... Jakie upokorzenie. Szybko skierowałam się do pokoju Louis'a i wyciągnęłam z jego szafy moje ubrania. Ma niektóre moje ubrania, bo często u niego nocowałam. Ubrałam się w jeansowe, krótki spodenki z wysokim stanem, biały, zwykły T-shirt zawiązany tak, aby odkrywał pępek i kurtkę, która ma rękawy w panterkę oraz związałam włosy w luźnego kucyka.


*Kilka tygodniu później*

Siedzę właśnie w łazience z testem ciążowym w ręku. Od tygodnia spóźnia mi się okres i mam mdłości. Przed drzwiami łazienki czeka Liss. Tylko ona na razie wie. Niedługo jest Boże Narodzenie i urodziny Louis'a. Gdy okaże się jednak, że jestem w ciąży to postanowiłam, że zostawię ten test i zamiast powiedzieć to kupię Louis'owi prezent i do pudełka włożę także test. Mam nadzieję, że się ucieszy. W całej łazience było słychać szybkie bicie mojego serca. Zestresowana spojrzałam na test i...

____________________________________________________________
No, a więc! Wiem, że w tym momencie mnie nienawidzicie, że przerwałam w takim momencie, ale muszę Was trochę potrzymać w niepewności.
PRZEPRASZAM! Tak długo czekaliście na rozdział, ale niestety nie mogłam się jakoś zabrać do napisania TEJ sceny xD 

piątek, 8 maja 2015

Rozdział 18

Patrzyłam na niego, aż w końcu nasze spojrzenia się spotkały...
Lou’s POV:
To jest szósty dzień. Szósty dzień. Szósty dzień bez niej.
Pierwszy dzień wydawał się być najgorszym koszmarem. Wyłączyłem telefon, zamknąłem się w pokoju i siedziałem. Siedziałem i chciałem być twardy, ale jak? Powiedzcie jak? Jakkolwiek próbowałem pocieszyć samego siebie, kierowało mnie to do jednej myśli „Straciłeś ją. Ona nie wróci”. Nie, nie płakałem. Byłem wściekły. Wściekły za moją przeszłość, za to co wtedy odpierdalałem. Co z tego, że nikogo nie zgwałciłem skoro ludzie mają powody żeby tak myśleć?

Drugi dzień? Ból związany z jej stratą, nie ustąpił. Miałem wrażenie, że wzrastał z sekundy na sekundę. Byłem co raz bliższy płaczu. Chciałem przytulić moją mamę i wypłakać się jej w ramię, jak wtedy  gdy miałem siedem lat i bolało mnie kolano po upadku. Tym razem chciałem poczuć jej matczyne ciepło, które zrozumie mnie bez słów. Jednak znowu postawiłem na samotną, nieprzespaną noc w moim pokoju.
Trzeci dzień był dniem, w którym myślałem najtrzeźwiej i byłem dla siebie bardzo surowy. Wtedy po raz pierwszy od tych dwóch, długich dni, otworzyłem okno i poczułem jak świeże powietrze uderza w moje ciało. Szybko jednak zamknąłem okno. Nie chciałem wychodzić na zewnątrz, nie chciałem czuć tego świata. Gdybym wyszedł z domu wszystko by powróciło. Wszystkie chwile spędzone z nią; jej radość, smutek, jej głos gdy zadzwoniła do mnie abym przyjechał, jej usta słodko układające się gdy wypowiadała „Kocham cię”. Wtedy chciałem zawalczyć, ale nie wiedziałem jak. Najlepiej było znowu spędzić noc na wpatrywaniu się w okno i myśleniu o niej.
Czwartego dnia nie wytrzymałem. Włączyłem telefon i nie patrząc na żadne wiadomości wybrałem numer do mojej mamy. Przyjechała po dwóch godzinach. Przywitałem ją mocnym uściskiem i łzami na ramieniu. Tak. To był przełom. Nie umiałem powstrzymać łez. Mama starała się mnie pocieszać, ale oboje wiedzieliśmy, że to nie pomaga. Z jej długiego monologu, który bardzo mi pomógł psychicznie, wywnioskowałem, że ona powinna oddzielić przeszłość od teraźniejszości. Ale jednak tu chodziło o coś, do czego nigdy nie doszło.
-Synku.. Ja… ja… odeszłam od taty. –powiedziała moja mama.
-Co? –zapytałem. Nie wiedziałem czy się cieszyć czy płakać. Normalne dziecko zaczęłoby płakać i wrzeszczeć, że nie chce rozstania rodziców, ale ja? No cóż, nie jestem normalny. –Wreszcie! –powiedziałem wewnętrznie się ciesząc. –Zamieszkaj ze mną, proszę.
Zgodziła się. Wreszcie nie będę sam, wreszcie odeszła od ojca. Cieszyłem się. Tak bardzo się cieszyłem.
Cały dzień mama nalegała żebym wyszedł z domu, ale stanęło na tym, że ona sama poszła nie wiadomo gdzie. I zostałem sam ze swoimi myślami.
Jenn’s POV:
Usłyszałam pukanie do drzwi. Super. Ciekawe kto chce widzieć moją piękną zapłakaną twarz, która jest przyczepiona do ciała bez duszy.
-Dzień dobry. –powiedziałam po wytarciu łez, ale chyba mi to nie wyszło bo kobieta patrzyła się na mnie smutnym wzrokiem.
-Dzień dobry. Ja… Ja… Jestem mamą Louisa. –na wzmiankę o nim, poczułam łzę, która tworzyła ścieżkę na moim policzku. Wpuściłam ją. Co miałam zrobić? Zamknąć drzwi pod nosem? Nie mogłam jej winić za syna. Na pewno starała się jak mogła aby wychować go na porządnego człowieka, a nie na gwałciciela. Chyba się już do tego przyzwyczaiłam. To wszystko było za piękne, żeby było prawdziwe. Czemu trafiam na samych idiotów? Czemu?
-Przyszłam tu w imieniu Louisa… a właściwe… Nie. Nie w jego imieniu, w swoim imieniu. Ja jako ja. Chciałam zobaczyć jak się trzymasz… -zawahała się. –Widzę, że nie tylko on cierpi.
-Louis cierpi? –to było pół pytanie, pół stwierdzenie. On nie mógł cierpieć. Nie był do tego zdolny. Co jeśli… Co jeśli miałam być jego kolejną ofiarą?
-Bardzo. Bardzo cierpi. Nie ma dla niego usprawiedliwienia. Mogę ci tylko powiedzieć, że on się zmienił. Widzę to… Dzięki tobie stał się kompletnie innym człowiekiem. Nie poznaję własnego syna. –uśmiechnęła się, a ja przygryzłam wargę. Ta kobieta jest tak miła i sympatyczna. Louis posiada prawdziwy skarb. Chciałabym mieć taką matkę... A moja? Nie zdziwiłabym się gdyby nie wiedziała ile mam lat.
Nie wytrzymałam. Łzy zaczęły lecieć z moich oczu. Wybuchłam. Bomba, która siedziała we mnie przez całe dnie w końcu wybuchła. To cierpienie przez cztery dni to były tylko małe wybuchy, które nie otrzymywały skutków. To był prawdziwy i ostateczny wybuch. Mama Louisa szybko mnie przytuliła, a ja poczułam matczyne ciepło. Pierwszy raz przez całe moje życie.
-Dziękuję. –szepnęłam dławiąc się łzami, ona tylko pokiwała głową i ścisnęła mnie jeszcze mocniej. Ta kobieta ma wielkie serce.
Lou’s POV:
A dzisiaj? Dzisiaj jest piąty dzień. Wstałem, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Normalnie powiedziałbym, że to pukanie mnie obudziło, ale jak można zostać obudzonym wcale nie śpiąc? Przez chwilę myślałem, że za drzwiami kryje się ona. Jej piękne, idealne, szczupłe ciało, które bez słów powie mi, że mnie pragnie. To wszystko było za piękne, aby było prawdziwe. Za drzwiami kryło się nieidealne, niepiękne ciało Harry’ego.
-Boże stary, wyglądasz koszmarnie. –powiedział wytrzeszczając oczy.
-Dziękuję. –warknąłem. Wiem, że to nie jego pieprzona wina, ale wolałbym go nie widzieć. Nie teraz. To przez jego pierdoloną imprezę ona poznała Hannah, która zrobiła cały ten syf, w którym teraz jestem.
-Ty ryczysz? –Harry próbował powstrzymać śmiech, a ja, fakt, poczułem jedną łzę na moim policzku. Milczałem. Wolałem milczeć niż wybuchnąć, teraz został mi tylko on prawda? –Idziemy na spacer! –zawołał radośnie. Radość w moim domu od kilku dni nie była mile widziana.
-Nie. –zaprzeczyłem jego propozycji, jednak stanęło na tym, że pierwszy raz od pięciu dni przekroczyłem granice mojego domu. Szliśmy cały czas prosto, a każdy cal chodnika przypominał mi chwile z nią.
-Nie poznaję cię stary. Nigdy nie ryczałeś za laską, błagam. –powiedział Harry widocznie zmęczony spędzaniem ze mną czasu, a raczej, spędzaniem czasu z moim ciałem.
-Widzisz, dużo się zmieniło. –odpowiedziałem ledwie słyszalnie. Ja dostrzegłem swoją zmianę. Nie nadużywam alkoholu, nie biorę narkotyków, nie imprezuję tak często, nie mam innej laski w każdy weekend. Jestem lepszym człowiekiem. Nieidealnym, ale lepszym.
-To tylko pięć dni… -Harry przewrócił oczami.
-Przeżyłbyś pięć dni bez swojego powietrza?! –krzyknąłem. Musiałem wybuchnąć, to wszystko mnie przytłoczyło. Wszyscy oczekują ode mnie nie wiadomo czego, a ja jestem człowiekiem. Mama. Tylko ona mnie rozumie. Ci wszyscy popieprzeni ludzie z Doncaster  chcą Louisa, bad boy’a, który nie ma uczuć. Oni chcą jego. –Ja nie jestem taki! Harry, zmieniłem się! Rozumiesz?! Zmieniłem się! Ty też! Nie widzisz tego? Błagam… -miałem wrażenie, że wykrzyczy mi prosto w twarz, że dramatyzuje, że jestem idiotą, a on? On podszedł i posłał mi przyjacielski uścisk.
-Wiem stary, wiem. To tylko przyzwyczajenie. – Przyzwyczajenie, że jesteśmy złymi chłopcami z Doncaster. –Idziemy na imprezę.
Nie chciałem, ale jak ze spacerem- stanęło na zdaniu Harry’ego. Ubrałem szary sweter i czarne rurki. Po co miałem się starać skoro wiedziałem, że nie mam dla kogo? Normalnie wybierałbym coś dwie godziny, ale ‘normalnie’ od teraz się zmieni.
***
Wysiadłem z auta Harry’ego i poczułem klimat imprezy. Pojechaliśmy do jednego z klubów mojego ojca. Gdy tylko przekroczyłem próg zostałem obsypany bezuczuciowymi „hej”, które ludzie mówili, bo musieli. No cóż. Ja i Harry przedzieraliśmy się przez tłum aż w końcu udało nam się dotrzeć do baru. Przejrzałem wszystkie oczy patrzące chwile w moją stronę, ale tylko jedne były tymi, za którymi tak bardzo tęskniłem. Ona tu jest. Patrzyła na mnie zdumionym wzrokiem, otworzyła usta i przełknęła ślinę. Złapała Lissę za rękaw i wskazała w moją stronę, a ta spojrzała na Harry’ego. Zmówili się. Przysiągłem sobie, że zostawię Jenn w spokoju. Nie zasługuję na nią, a teraz? Teraz to wszystko poszło w pieprzoną cholerę. Ona tu jest i patrzy w moje oczy. Wygląda tak pięknie, jak zawsze. Jej blond włosy spadają na ramiona, a jej całe ciało jest tak idealne, jak tylko może. Tak bardzo ją kocham.
Nagle Jenn zaczyna biec przez tłum, w stronę wyjścia. Patrzę zdezorientowany, bo do kurwy nędzy, nadal nie wierzę, że ją zobaczyłem. Po pięciu najgorszych dniach, choćby jedno spojrzenie na nią dało mi wielkie ukojenie.
-Jenn stój! – Lissa krzyczy w jej stronę, na co Jenn momentalnie staje.
-To był wasz genialny plan?! Wiesz jak bardzo chciałam o nim zapomnieć?! Wiesz jak bardzo mnie zranił ukrywając prawdę? A ty? Ty, planując to wszystko, zburzyłaś to co zbudowałam przez te dni. Jak mogłaś, Liss? Jak mogłaś? –krzyczy dławiąc się płaczem. Podchodzę krok bliżej i wycieram łzę z jej policzka. Chce go odsunąć, ale jej na to nie pozwalam.
-Błagam. Wysłuchaj mnie. –szepczę czując natłok łez w moich oczach. Kiwnęła głową. Kiwnęła czy mi się zdawało? Nie, nie zdawało mi się. Harry bierze Lissę za rękę i kierują się w stronę samochodu Harry’ego.
-O jedno cię proszę… -zaczęła, a ja ciągle walczę ze sobą by wylać ze mnie wszystkich płynów, jakie posiadam. –bądź szczery.
-Nie mam zamiaru kłamać. Powiem ci wszystko po kolei, a potem zdecydujesz czy… czy… -nie umiałem tego wymówić. „Czy naprawdę będziesz chciała ode mnie odejść?”. Czuję łzę na policzku. Płaczę. Płaczę przy najważniejszej osobie mojego życia.
-Mów. –odwraca wzrok i opiera się na murku. Ja wycieram łzy i wykonuję to samą czynność co Jenn.

-Więc… Ja… ja… Okej. Zacznę od początku. –wziąłem głęboki oddech. –W Doncaster, ja i Harry byliśmy złymi chłopcami, którzy mają każdą dziewczynę na pstryknięcie palcami. Chodziliśmy na imprezy, alkohol, narkotyki, papierosy, seks. Było super, póki to nie zabrnęło za daleko. Pewnego wieczoru, jak zwykle, poszliśmy na imprezę do Hannah. Gdy weszliśmy wszyscy już tam byli. Impreza też zaczęła się jak zwykle- alkohol. Później zaczęliśmy grać w tą cholerną butelkę. Hannah zakręciła. Wypadło na mnie, wybrałem wyzwanie. Powiedziała: „Idź z Roonie na 10 minut do pokoju.”. Zrobiłem to, weszliśmy do pokoju, a ona zaczęła jakąś chorą akcję. Zaczęła się rozbierać, siadać na mnie, tańczyć. Gdy stanowczo oznajmiłem jej, że nie mam ochoty uprawiać z nią seksu, ona wybiegła z pokoju krzycząc i płacząc. Później pamiętam niewiele. Policja, przesłuchania. Oskarżyła mnie o gwałt. Naprawdę to zrobiła… Nie mogłem w to uwierzyć… Najbardziej zabolało mnie to, że to była intryga. Ona i reszta naszej zajebistej ekipy zmówiła się przeciwko mnie. Gdy tylko ktokolwiek by mnie trafił, a ja wziąłbym wyzwanie, padłoby to, a potem… Mieli napisany cały scenariusz… Później wszystko rozniosło się po Doncasterze, a rodzice chcąc mnie chronić wysłali mnie tutaj… To wszystko, to cała prawda, a teraz… Teraz możesz mi powiedzieć, jak bardzo mnie nienawidzisz i jak bardzo pragniesz ode mnie odejść… -na końcu głos mi się załamał. Podnosiłem dłonie aby schować w nich twarz, gdy nagle poczułem jej usta  na moich. Potrzebuje mnie tak samo jak ja jej.

_______________________________________
No więc, tak :D Rozdział jest, oceniajcie kochani  <3
Dziękujemy za 6 komentarzy pod 16 rozdziałem! Mega! ;3 
Karolina ♥

sobota, 2 maja 2015

Rozdział 17

Już sama nie wiem komu wierzyć. Hannah wyglądała na zdeterminowaną, żeby mi to wszystko powiedzieć. A Louis wyglądał jakby mówił prawdę. Chyba to go wszystko przytłoczyło. Prawda, 'zerwanie' chociaż sama nie wiem czy to było zerwanie, bo nic takiego mu nie powiedziałam tylko po prostu odeszłam, więc chyba nadal jesteśmy razem, nie? Ale nie mam zamiaru z nim zrywać. Przecież on do cholery jest moim powietrzem, ale sądzę, że taka przerwa dobrze nam zrobi, ponieważ muszę to wszystko sobie poukładać. Zaproszę Liss, porozmawiamy, opowiem jej wszystko, co do tej pory się zdarzyło. Szybko chwyciłam za telefon i wybrałam numer do mojej przyjaciółki. Po trzecim sygnale odebrała.

- Halo? - usłyszałam jej głos w słuchawce.
- Liss p-proszę, przyjedź d-do mn-mnie. - wydusiłam, dosłownie dławiłam się łzami.
- Zaraz będę. - zakończyła połączenie.

Po 3 minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Jeśli chodzi o to, aby Liss mi pomogła to ona rzuci dosłownie wszystko, aby przyjechać do mnie. Otworzyłam drzwi z paczką chusteczek pod pachą i od razu wróciłam na sofę do salonu, aby ukryć się pod kocem. Po chwili poczułam ręce przyjaciółki oplatające moją talię. Wtuliłam się w nią.

- A teraz opowiadaj, co się stało? - zapytała głaszcząc mnie delikatnie po włosach. - Najlepiej zacznij od początku.
- Wtedy na imprezie, widziałaś, jak Lou - na myśl o nim od razu wybuchłam głośniejszym płaczem. - zareagował, gdy w mieszkaniu Hazzy pojawiła się ta cała Ronnie? - Liss tylko kiwnęła głową. - Cały się spiął. Kiedy Hannah zaczęła gadać o ich ostatniej imprezie Louis nagle zaczął gadać, że musimy iść i tak dalej... Dzisiaj Hannah zadzwoniła do mnie prosząc o spotkanie, zgodziłam się. Spotkałyśmy się w kawiarni i kiedy chciała mi coś ważnego powiedzieć do kawiarni wszedł Louis. Zaczęli się sprzeczać, kto ma mi to powiedzieć... Okazało się, że Louis kiedyś został oskarżony o gwałt i właśnie tą oskarżycielką była Ronnie. I ja nie wiem komu wierzyć. Hannah powiedział, że Lou ją zgwałcił, a Louis kompletnie temu zaprzecza, ale przecież tylko winny się tłumaczy, prawda? Nie wiem, co robić. Lou wyglądał na załamanego, kiedy odeszłam. Co ja mam robić? Za bardzo go kocham, aby od niego odejść.

- Posłuchaj mnie teraz uważnie. Harry po pijaku wyznał mi to, że Lou został oskarżony o gwałt. To nie była prawda. A czemu miałabyś uwierzyć Hannah? Przecież ona sama była na tej imprezie zalana w trzy dupy, więc co ona może wiedzieć? Może Ci tak powiedziała, żeby zniszczyć Twój związek z Louis'em. Widać, jak na Was patrzyła. Z wielką zazdrością. - powiedziała, zaczęłam się nad tym zastanawiać, bo to była prawda. Przecież, jak wspomniała o tej imprezie no to mówiła, że świetnie się bawili to na pewno musieli pić.  - Chodź ze mną na imprezę, błagam. - zaczęła mnie błagać.
- Co mi szkodzi? Idę się szykować. - poszłyśmy na górę i stanęłyśmy przed moją garderobą. Liss od razu sobie coś znalazła, natomiast jak to ja, nie miałam w co się ubrać... W końcu znalazłam odpowiednie ciuchy. Przed ubraniem się zrobiłyśmy mocny make-up i pomalowałyśmy paznokcie. Liss na czarno, a ja na czerwono. Gdy paznokcie nam wyschły ubrałyśmy wcześniej przyszykowane ubrania, a potem zrobiłyśmy sobie nawzajem fryzury. Gotowe wyszłyśmy na dwór, aby zaczekać na wcześniej zamówioną taksówkę.


***

Gdy zostałyśmy standardowo wpuszczone bez kolejki do klubu, uderzył w nas smród papierosów, alkoholu oraz spoconych ciał. Gdy doszłyśmy cudem do baru, od raz zamówiłyśmy drinka "Sex On The Beach". Uwielbiam go, jest najlepszy. Zaczęłyśmy bawić się w najlepsze. Tańczyłyśmy, piłyśmy, paliłyśmy, ale tylko fajki. I tak na okrągło. Siedziałam obecnie przy barze i popijałam kolejnego drinka, który nazywał się "Sky". Wszystko było dobrze, dopóki do klubu nie wszedł chłopak, o którym teraz tak bardzo chciałam zapomnieć. Patrzyłam na niego, aż w końcu nasze spojrzenia się spotkały...


_________________________________________________________________
Jak Wam się podoba rozdział? Tak, specjalnie nie napisałam kto to xD A tak w ogóle to razem z Karo życzymy Wam Zajebistej Majówki *___* Niestety w tym roku wypadła do dupy ;// 

piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 16

Cały czas siedział zamyślony.
-A pamiętacie naszą ostatnią wspólną imprezę? Boże, było bosko! –wspominała Hannah, a ja mogłam zauważyć oczko, które puściła do Louisa. Ten lekko się rozejrzał i nerwowo zaczął się uśmiechać. – Louis, to jak wtedy zaszalałeś.. –zaczęła, ale Louis podniósł się z kanapy i złapał za mój nadgarstek.
-Co robisz?! –krzyczałam gdy Louis ciągnął nas w stronę drzwi.
-Ugh, Louis daj spokój… -marudziła Hannah, którą bardzo polubiłam.
-Idziemy.-Louis syknął przez zęby i puścił mój nadgarstek. Od razu za niego złapałam i zaczęłam trzeć.  Louis zauważając to od razu się uspokoił i przybrał wzrok mówiący „Przepraszam”.
-Ona nie powiedziała, że chce iść. –ciągnęła Hannah zadowolona z siebie, a Louis tym razem swoją dłoń zacisnął na klamce, nie na moim nadgarstku.
-Właściwie, to już powinnam się zbierać. –powiedziałam, żeby nie robić sceny przed jego starymi znajomymi. –Dziękuję za miły wieczór. –uśmiechnęłam się i wyszłam.  Spojrzałam się za siebie, jeszcze raz uśmiechnęłam i przyspieszyłam. Rozumiem, że Louis się wkurzył, chociaż powodu nie miał, ale mógł mnie nie szarpać.
-Jenn stój! –usłyszałam za sobą jego głos, a później poczułam jego dłoń na moim barku. To jak na mnie działał; gęsia skórka pojawiła się na moim całym ciele. Zamknęłam oczy i próbowałam zebrać myśli. Chcę na niego nawrzeszczeć, uciec, ale nie mogę. To ten cholerny magnes, który mnie do niego przyciąga. Gdy już mam nadzieję, że powie „Jenn, przepraszam”, słyszę jedynie –Choć odwiozę cię do domu. –przybiera oschły ton, którego nawet nie mogę słuchać, ale myśl, że miałabym wracać sama do domu o tej porze, nawet nie wiedząc gdzie jestem.
***
-Pa. –mówię kompletnie wyciśnięta z jakichkolwiek emocji. Przez całą drogę czułam napięcie między nami. Louis nie odezwał się do mnie ani słowem, a ja nie mam mu nic do wyjaśnienia. Wychodzę z auta i przez chwilę mam nadzieję, że wybiegnie za mną, ale gdy otwieram drzwi wejściowe do mojego domu, tracę ją. A podobno nadzieja umiera ostatnia. Zatrzaskuje drzwi i zsuwam się po nich. Chowam twarz w dłoniach mając nadzieję, że Jacob nie usłyszy mojego płaczu.

Lou’s POV:
-Louis, stary! Wiedziałam, że wrócisz! –już od drzwi słyszałem głos Hannah.
-Przestań się szczerzyć. A teraz wszyscy mnie posłuchajcie. –zacisnąłem zęby, żeby aż tak nie wybuchnąć. –W razie czego żaden chuj tutaj obecny nie wie o naszym pożegnaniu… uhm… o jego przyczynie, jasne? –przełknąłem ślinę i naprawdę mam nadzieję, że się zamkną. Powiem Jenn, kiedy powiem, a ich to gówno obchodzi.
-A gdybym tak zaprosiła Jenn do siebie i opowiedziała  jej historię twego życia, haha. –Hannah odezwała się z tym swoim jadem w głosie. Nienawidzę tej suki, przysięgam.
-Nawet nie próbuj. –syknąłem przez zęby.
-Złotko, nie denerwuj się tak. Coś za poważnie traktujesz tą laskę, jak na przyjaciółkę z korzyściami. Niech się dowie, maleńka, co nawyprawiałeś w naszym, kochanym Doncaster. –dziewczyna wstała i objęła moją szyję swoimi ramionami. Od razu ją odepchnąłem.
-Wiesz co? Spierdalaj! –wrzasnąłem i wybiegłem z tego popieprzonego domu. Od tych popieprzonych ludzi. Od tej popieprzonej Hannah. Oparłem się o moje auto, a z kieszeni wyjąłem paczkę papierosów. Z trudem go odpaliłem, bo kurwa, wiem, że ją straciłem. Straciłem ją moim jebniętym zachowaniem. Co z tego, jak bardzo chciałem ją przytulić? Pocałować? Co z tego skoro do kurwy nędzy tego nie zrobiłem?! Wyrzuciłem w połowie wypalonego papierosa, wsiadłem za kierownicę i ruszyłem w kierunku jej domu.
***
Wysiadłem z samochodu, a swoje kroki skierowałem w stronę drzwi, przy których widziałem ją ostatni raz. Złożyłem dłoń w niezaciśniętą piąstkę, ale zrezygnowałem z pukania. Wiem, że powinienem zrobić inaczej, ale nie jestem jeszcze gotowy na powiedzenie jej prawdy. Poszedłem za dom, oparłem się o murek i zasnąłem.
Jennie’s POV:
Usłyszałam dzwonek mojego telefonu, chciałam go zignorować, ale on nie odpuszczał. Otworzyłam oczy, zobaczyłam gdzie się znajduję, a wszystkie wspomnienia powróciły. Super.
-Halo? –odezwałam się próbując ukryć fakt, że ten ktoś zakłócił mój spokój. Który i tak nie trwałby za długo.
-Hej kochana! To ja, Hannah! –usłyszałam jej radosny głos.
-Hannah! –przywitałam się radośnie, wymuszając uśmiech, którego ona i tak nie widziała. BRAWO JENN BRAWO.
-Nie miałabyś ochoty gdzieś wyjść? –spytała. Oczywiście, że nie miałam ochoty, ale stanęło na tym, że spotkamy się za 20 minut w mojej ulubionej kawiarni.
***
-Jennie! –zobaczyłam machającą do mnie Hannah.
-Kope lat! –krzyknęłam, po czym obie zaczęłyśmy się śmiać. Weszłyśmy do środka, zajęłyśmy swoje miejsca. –Co tam u ciebie?
-Właściwie to… Chciałam cię ostrzec… -zaczęła, ale na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech. –Louis! Jak dobrze, że już jesteś… -odwróciłam się i zobaczyłam Louisa. Wyglądał tak prosto, ale równocześnie mega przystojnie. Na początku spojrzałam na jego ubiór; czarne converse, czarne rurki i uwaga, czarny podkoszulek. Gdy zobaczyłam jego twarz, odechciało mi się żyć. Pod jego oczami widziałam wory, a jego usta ani trochę nie przybrały uśmiechu… To nie był Louis, to było jego ciało, wyciśnięte z duszy.
-Przed czym chciałaś mnie ostrzec? –zapytałam kompletnie olewając Louisa, mimo, że mnie to cholernie dużo kosztowało.
-Przed kim. –poprawiła mnie, spoglądając na Louisa. Jego oczy ułożyły się w błagalnym wzroku.
-Hannah błagam… - usłyszałam jego rozpaczliwy szept.
-Nie, ona nie może sobie z tobą zmarnować życia, stary. –ostrzegła go Hannah.
-Okej, ktoś mi to wytłumaczy?! –podniosłam się z krzesła i patrzyłam ran na Hannah raz na Louisa. –Kurwa, czekam!
-Powiedz jej teraz, albo ja to zrobię. Sory, za bardzo ją polubiłam. –czułam gulę w moim gardle. Louis traktował mnie jak zabawkę? O to chodzi w ich popieprzonym sekrecie? W moich oczach zaczęły zbierać się łzy, nie wytrzymam dłużej.
-Do kurwy nędzy, mów! – wrzasnęłam w stronę Louisa. Usłyszałam jak głośno przełknął ślinę, a gula w moim gardle rosła z każdą sekundą.
-Okej… Ja… ja… -jąkał się, a jego głos się łamał. O CO IM CHODZI?!
-Mów, albo ja to powiem. –zagroziła Hannah.
-Ja… zostałem oskarżony o gwałt. –oskarżony o gwałt. Oskarżony o gwałt. Oskarżony o gwałt. Oskarżony o gwałt. Oskarżony o gwałt. Oskarżony o gwałt.
-C-co? –nie zauważyłam kiedy z moich oczu zaczęły lać się łzy.
-Ronnie. To Ronnie mnie oskarżyła. –ciągnął dalej. Nie wytrzymam dłużej, chcę stąd uciec i już nigdy nie wrócić. Żałuję, że zakochałam się w Louisie, żałuję, że zajęłam mu to pieprzone miejsce na parkingu. Żałuję, że żyję.
-Zgwałcił ją?! –wrzasnęłam będąc na zewnątrz. Kiedy my się tam znaleźliśmy?
-NIE! NIGDY! –Louis walczył ze łzami, ale i tak widziałam jak płyną z jego oczu.
Pieprzyć jego uczucia, on mnie okłamywał. W takiej sprawie. Żyłam z gwałcicielem. Zakochałam się w gwałcicielu.
-Nie ciebie pytałam! Hannah, czy on ją zgwałcił?! –pytałam. Na samym końcu głos załamał mi się
tak bardzo, że wybuchłam niepochamowanym płaczem.
-Tak. –usłyszałam z jej ust. To jedno słowo odmieniło wszystko. Pokiwałam głową w stronę Louisa, a następnie zaczęłam biec w stronę mojego domu.
-JENN! JA JEJ NIC NIE ZROBIŁEM! –usłyszałam krzyk Louisa, ale nie zwolniłam. Po chwili odwróciłam się i zobaczyłam Louisa klęczącego na ziemi, kilka metrów ode mnie. Wyglądał na załamanego, a jednocześnie wyglądał tak idealnie. Rozwiałam wszystkie te zjebane myśli i ruszyłam z powrotem w stronę domu, już nie oglądając się za siebie. Nienawidzę życia.

________________________________________
#DRAMATIME KOTY! 
nic więcej do dodania nie mam (:
KOMENTUJCIE KOCHANI <3
Jak myślicie, co się stanie z Lennie? </3 <3?
Karolinaa ♥♥


poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Rozdział 15

Jennifer's P.O.V

Harry zaprosił mnie i Louis'a na takie "spotkanie towarzyskie". Już widzę, jak to będzie wyglądać. Wódka, wódka i jeszcze na dodatek wódka. Ma jeszcze być paru innych, starych znajomych z Menchester. Stałam przed szafą i zastanawiałam się, co ubrać. Stałam w samej bieliźnie i patrzyłam na wypełnioną po brzegi garderobę. Nagle do pokoju wszedł Louis ubrany w koszulę i rurki. Chłopaki to mają o wiele łatwiejsze życie.

- Puka się. - mruknęłam. - A co jakbym była naga? - zapytałam spoglądając na niego.
- Mnie by to nie przeszkadzało. - uśmiechnął się, podszedł i cmoknął mnie w nos. Słodkie.
- Nie wiem, w co mam się ubrać. - jęknęłam. Lou podszedł do mojej szafy i wyciągnął skórzane, obcisłe spodnie.
- Nie wiedziałam, że moja dziewczyna ma takie seksowne rzeczy w garderobie. Twój tyłek w tych spodniach musi wyglądać nieziemsko. - poruszał brwiami. - Załóż te spodnie, tą bluzkę i czarne lub czerwone szpilki. - rzucił we mnie ubraniami. Muszę przyznać mój chłopak ma gust.

Ubrałam przyszykowane przez niego ubrania, zrobiłam mocny makijaż, czyli podkład, eye-liner, kredka, trochę cieniu do powiek, tusz i błyszczyk. Włosy trochę zakręciłam na lokówkę i byłam gotowa. Tylko jeszcze wzięłam torebkę i spakowałam w nią najpotrzebniejsze rzeczy, czyli błyszczyk, telefon, lusterko, dokumenty i portfel. Zeszłam na dół i to, co tam zobaczyłam to... Nawet nie da się tego opisać. Louis był na czworaka, a Jacob siedział na jego plecach i udawał, że to jego koń. Później Lou zrzucił Jake'a i dosłownie położył się na nim, a ja w tym momencie parsknęłam śmiechem. Odwrócili w moją stronę głowę i otworzyli buzię z wrażenia.

- Aż tak źle wyglądam? - zmartwiłam się.
- Co? Nie, o mój boże, gdybyś nie była moją siostrą zacząłbym się do Ciebie przystawiać. - powiedział Jacob, a ja parsknęłam śmiechem.
- Grabisz sobie u mnie, młody. - pogroził mu Louis.
- Z miłą chęcią popatrzyłabym jeszcze na waszą wymianę zmian, ale jeśli Louis zaraz nie wyjdziemy to się spóźnimy. - westchnęłam.
- No już, już... - mój chłopak wstał z podłogi i otrzepał się z niewidzialnego pyłku.

***

Chciałam zapukać, ale Louis zatrzymał moją ręką i pokręcił głową. Po prostu otworzył drzwi.

- Idziesz? - zapytał, ja tylko wzruszyłam ramionami i weszłam do środka. Od razu przywitał nas Harry, który obejmował Lissę. Przywitałam się z nimi całusem z policzek. Lissa wyglądała ślicznie. Przeszliśmy do salonu, a tam wszyscy już siedzieli na kanapie lub na podłodze. Jak kto woli... Louis od razu poszedł się z nimi przywitać, a ja stałam i, jak ta głupia się gapiłam.
- No, no. Louis, co to za fajną dupę przyprowadziłeś? - zaśmiał się chłopak z blond włosami.
- Zamkn... - Lou nie dokończył, bo mu przerwałam.
- Jeszcze raz powiesz na mnie dupa, a wtedy Twoja dupa wyląduje w szpitalu. - wywróciłam oczami. Nie lubiłam, gdy ktoś traktował dziewczyny przedmiotowo.
- Już mi się podoba. - oblizał wargi. - Jak się nazywasz, mała? - zapytał podchodząc. Chyba go nie polubię. Super impreza się zapowiada.
- Mała to jest Twoja pała... - wywróciłam oczami. - A Ty, jak się nazywasz? Kutas numer jeden czy numer dwa? - zapytałam, a jego zatkało.
- Nie powinnaś pyskować do starszych... - powiedział.
- Co argumenty się skończyły? - przybiłam sobie mentalnie piątkę. Wszyscy po chwili wybuchnęli śmiechem, oprócz blondyna.

Brawo, Jenn... 1:0

Pochwaliła mnie moja podświadomość.

***

Reszta wieczoru minęła spokojnie... Do czasu... Około godziny 10 wieczorem ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi.
Ronnie

- Spodziewasz się kogoś jeszcze? - zapytał Louis przyjaciela, a on tylko wzruszył ramionami. Poszedł otworzyć, a w progu pojawiła się śliczna dziewczyna ze strasznie mocnym makijażem i w krótkiej, krótkiej to mało powiedziane. Ta sukienka ledwo, co zakrywała jej tyłek i to dosłownie.
- Ronnie?! Co Ty tutaj do kurwy nędzy robisz?!?! - wykrzyknął Louis.
- Przyszłam Was odwiedzić, kochanie. - chwila, jakie kurwa kochanie?! - O Harry widzę, że nadal masz panienkę na jedną noc, widać po jej stroju. - parsknęła śmiechem ta cała Ronnie, ale tylko ona, natomiast ja zrobiłam się cała czerwona ze złości. - Oj kochanie, pochwal się w jakiej agencji pracujesz? - zaśmiała się jej suka prosto w twarz. Nie wytrzymałam, wstałam i podeszłam do niej.
- Posłuchaj mnie uważnie, suko. Nie wiem za chuja kim jesteś, ale już Cię nienawidzę. Nikt nie będzie naśmiewał się z mojej przyjaciółki, kochanie. Mówisz, że ona ubiera się, jak dziwka, a to Ty nią jesteś i każdy tak uważa. Londyn to nie Las Vegas, skarbie. Nie każdy poleci na to, że odkryjesz pół swojej dupy. Masz 5 minut, żeby stąd wyjść albo dostaniesz w ryj tak, że cała tapeta Ci zejdzie z twarzy. - zakończyłam swój monolog, a każdy siedział w ciszy. Ronnie wyszła z mieszkania, a wszyscy w pomieszczeniu zaczęli bić brawo.
- Skąd Ty bierzesz takie teksty, dziewczyno. Jesteś genialna. - pochwalił mnie Josh, czyli blondyn, z którym się kłóciłam kilka godzin wcześniej.
- Ogląda się filmy. - zaśmiałam się.
- Ta dziewczyna nie chciała się od nas odczepić, w końcu mamy ją z głowy. - ucieszyła się Hannah, jedno mnie tylko niepokoiło, zachowanie Louis'a. Cały czas siedział zamyślony.
_________________________________________________________________
Hej, nie wiem czy dobry ten rozdział wyszedł, ale strasznie mi się podoba kłótnia Josha i Jenn xDD