Lou’s POV:
-Tutaj! –krzyknął Harry wskazując na jedyne, wolne miejsce parkingowe. Przymierzałem się do skrętu, gdy drogę zajechał mi czarny motor.
-Tutaj! –krzyknął Harry wskazując na jedyne, wolne miejsce parkingowe. Przymierzałem się do skrętu, gdy drogę zajechał mi czarny motor.
-Co ty robisz debilu?! –no chyba go posrało. Za
kogo on się ma? Chuj jebany.
-Kto pierwszy ten lepszy, skarbie. – usłyszałem
damski głos. Zobaczyłem piękne, długie, blond włosy powiewające na wietrze.
Dziewczyna zaczęła iść w stronę szkoły.
-Stary, podsiadła cię laska. –śmiał się Harry.
-Kurwa, siedź cicho. –warknąłem w kierunku
Harry’ego, a ten natychmiast przestał się śmiać.
***
Nasze usta się zetknęły. Chciałem się odkleić,
ale nie mogłem. Ta dziewczyna namieszała w mojej głowie. Znam ją tylko kilka
popieprzonych godzin. Dlaczego uważam te godziny za najlepsze w moim życiu? Ale
to jest pojebane, jak całe moje życie.
Odepchnęła mnie.
Odepchnęła mnie.
-Co to miało znaczyć?! – krzyknęła wybiegając z
budynku.
-Myślałem, że tego chcesz! -byłem pewien. Byłem pewien,
że ona choć w połowie czuje to co ja. Zaczęła biec, a ja nie miałem siły za nią
jej gonić. Czy to możliwe, że ta dziewczyna będzie znaczyła dla mnie więcej niż
powinna?
***
-Bądźmy przyjaciółmi okej? Takimi, którzy się
lubią, nie kochają... – czy właśnie moje serce pękło na miliony kawałków?
-Wiesz.. Czuję się tak jakbyśmy się znali od
lat.. To jest głupie uczucie. Znam cię raptem 2 dni, a mam wrażenie, żee.. a z
resztą nieważne. Po co ja ci to mówię? –odpuszczę. To w końcu tylko zwykła
dziewczyna, która tylko mi się podoba.
-Louis,
mów. Ja posłucham, może tylko wyglądam na taką, która słucha, słucha, słucha, a
i tak nie wie o co chodzi... Jestem całkiem mądra. Czasem myślę, że jestem
kompletnym zerem. Że zachowuje się kompletnie inaczej, wbrew sobie. Kocham
motory, ale ja nie jestem taka twarda.. Umiem się rozkleić, umiem płakać, mam
uczucia. To dlatego chciałabym, żebyśmy byli przyjaciółmi. Moje uczucia nie
nadążają za tym wszystkim. Przepraszam.
-Nie przepraszaj, nie masz za co. To ja znowu
spierdoliłem.. Znowu... Śmieszne słowo nie? – zaśmiałem się. To jest doprawdy
zabawne. Czy ja liczyłem na wielką miłość?
- Nie chce żebyś przeze mnie cierpiała.. Chcę
twojego szczęścia, bardziej niż swojego.
-Przyjaźń? - wyciągnęła paluszek, żeby sobie
"przyrzec".
-Przyjaźń! –uśmiechnąłem się.
***
- Oh, Jenn. –chciałem, żeby padła mi w ramiona,
żeby powiedziała jak bardzo mnie kocha. Gdy zobaczyłem jej czerwone, opuchnięte
od płaczu, moje serce natychmiast pękło. Ona cierpiała.
- Jack'ie idź na górę, please. –powiedziała
ledwie słyszalnie. Była bardzo słaba, ledwo trzymała się na nogach.
- Więc... –szepnęła po długiej chwili milczenia.
Dlaczego nagle jest tu tak gorąco?- Kurwa, Louis. Kocham Cię. –całe moje ciało
ogarnęła wielka ulga. Ona mnie kocha. Ona naprawdę mnie kocha. Wykonałem jeden
długi ruch, po czym szybko złączyłem nasze usta.
***
-Kochanie... -zacząłem, ale ona mi przerwała. Jej
usta ułożyły się tak słodko, miałem ochotę ją pocałować, przytulić i nigdy nie
puścić.
-Nie. Żadne kochanie. - powiedziała stanowczo
odsuwając się pojedynczym krokiem. -Żadne kochanie. Nie ma miłości. Nie ma
czegoś takiego. Nigdy w to nie wierzyłam i nigdy nie uwierzę.
-Ale... ale co z nami? Godzinę temu chciałaś
tego... -wziąłem lekki oddech, którego pewnie nie usłyszała. - Chciałaś nas.
-Niczego nie chciałam. - powiedziała przełykając
ślinę.
-Czemu mnie okłamujesz? -wiedziałem, że kłamie,
czułem to. Przybrałem głos 'twardziela' chociaż moje wnętrze płakało, byłem
rozbity. Milczała. -Czemu mnie okłamujesz? - powtórzyłem o wiele głośniej niż
poprzednim razem. Ciągle milczała. -Czemu mnie okłamujesz?! -nie wytrzymałem,
krzyknąłem. Nadal milczała. Chwilę myślałem co mam powiedzieć. Chciałem ją
przytulić, tak bardzo tego chciałem. Zrobiła krok do przodu, skracając
przestrzeń między nami. Była tak blisko mnie, czułem jej oddech. Odsunąłem się.
Wolałem, żeby została teraz sama. Żeby się uspokoiła. -Dzięki za wspaniały,
godzinny związek, Jenn. - powiedziałem, nawet nie wyczuwając sarkazmu jakim ją
obdarzyłem. Poszedłem do drzwi. Otworzyłem je i wyszedłem. Wsiadłem w auto.
Odjechałem.
***
-Jenn? – zadzwoniła, tak dobrze ją usłyszeć.
Wszystkie złe emocje ze mnie spłynęły.
-Louis, błagam, przyjedź do mnie. Lucas tu jest,
wybił szybę. Boję się. Błagam. –zabiję chuja, przysięgam. Niech już lepiej
spierdala, będzie miał większe szanse na przeżycie.
-Zaraz będę. – powiedziałem gdy zdałem sobie
sprawę, że warto odpowiedzieć Jenn, że przyjadę. Dla niej wejdę nawet do
piekła.
***
- Jakie, wejdź do środka, proszę. - powiedziała
łamiącym się głosem. - Co Ty tutaj
robisz? – warknęła w moją stronę. Muszę walczyć, nie mogę odpuścić. Jest dla
mnie za dużo warta.
- Ja nie uganiam się za Eleanor!
- A kto kurwa? Ja?! Stała przy Twoim samochodzie
i robiła te swoje jebane, maślane oczka i wypychała cycki w Twoją stronę.
Rozumiem kurwa, że jesteś najseksowniejszym chłopakiem w szkole i ona chce Cię
zaliczyć, ale chyba za bardzo nie rozumie, że jesteś mój. – pocałowała mnie,
szybko odwzajemniłem pocałunek.
- Tylko i wyłącznie Twój. –odpowiedziałem gdy
uświadomiłem sobie, co się właśnie stało.
***
- Mama? Tata? – po chuja oni tu przyjeżdżali?
Przez dwa cholerne lata nie odezwali się do mnie ani słowem, a teraz? Zjawiają
się gdy wszystko poukładałem.
- Co to ma znaczyć do cholery?! – krzyczy najlepszy
ojciec na świecie, wyczujcie ten sarkazm.
- To jest moja dziewczyna, Jenn. Jenn to moi
rodzice. – nie dam im za wygraną.- A tak w ogóle to przypisaliście mi tą
działkę, więc, gdzie jest problem? – zaraz nie wytrzymam, wybuchnę.- Nie
przejmowaliście się mną przez te dwa jeba... –przerwał mi słodki głos Jenn.
- Louis, nie wyrażaj się! –krzyknęła, a mi było
wstyd. Wstyd, że słyszała mój wybuch.
- Przepraszam, kochanie.
- Wyjechaliśmy, bo wiedzieliśmy, że sobie
poradzisz. Wiesz, jaka była nasza wcześniejsza sytuacja finansowa. - westchnęła
mama. Kochałem ją. W przeciwieństwie do ojca rozumiała mnie, wiedziała czego
potrzebuję. Gdyby nie on, nasze życie wyglądało by o wiele lepiej.
- A w ogóle, co to ma znaczyć, że jakaś dziewczyna
chodzi po naszym domu pół naga?! Myśleliśmy, że skupisz się na nauce, a nie
uganiał za dziewczynami. Zawiodłem się na Tobie, chłopcze. – wysłałem mamie
pytające spojrzenie, na co ta pokręciła głową. Oto co oznacza ‘my’ w słowniku
mojego ojca.- Wracasz z nami do Donchester'u. Jutro o 9:00 rano mamy samolot.
Przyjedziemy po Ciebie do Twojego mieszkania i nie słyszę sprzeciwu. –pojebało go?!
Czy jego naprawdę pojebało?! Nigdzie nie jadę. Niech zabierze mi wszystko. Dom,
samochód, działkę, pieniądze, telefon, komputer. Wszystko. Tylko niech nie
izoluje mnie od Jenn. Tylko nie to.
***
-LOUIS!-usłyszałem krzyk Jennifer. Nie mogę
płakać, nie teraz. Nie mogę myśleć o tym, że widzę ją po raz ostatni. -
Zapomniałam dać Ci czegoś ważnego.
- Co się stało? Co chcesz mi dać? – po chwili
wyciągnęła z pudełka bransoletkę z serduszkiem, naszą datą poznania się, a po
drugiej stronie nasze wspólne zdjęcie. W moich oczach zaczęło zbierać się
miliony łez. Tak cholernie ją kocham. -Kochanie, nie musiałaś... - otarłem
swoje łzy. Muszę być twardy.
- Ale chciałam. Może znajdziesz tam szczęście i
będziesz z dziewczyną, która na pewno jest lepsza ode mnie, ale chcę Cię prosić
tylko o to, żebyś nie zapomniał o mnie. Będziesz mieć wspaniałą dziewczynę
która da Ci to czego oczekujesz, ale nie zapomnij o mnie. I ostatni prezent. – wpiła
się w moje usta, a ja nie chciałem jej tracić. Jak nie ona, to nikt. Nie ma
lepszej, nie ma. Ona jest tym czego oczekuję, tylko ona.
- Dobra dzieciaki. Louis wracaj z powrotem z
Jennifer do domu. Sami polecimy. - powiedziała mama, a ja mocno uścisnąłem
Jenn, zobaczyłem biegnącego w naszą stronę Jacoba, który szybko się do nas
przytulił. Miał szkliste od łez oczy. Pokochałem go, jest świetnym dzieciakiem.
***
Wsiadam do samochodu i uruchamiam silnik.
Strasznie boję się, czy wszystko wypali… Chcę żeby czuła się inaczej,
wyjątkowo… żeby było idealnie… Już wyobrażam sobie jej uśmiech, słodki, uroczy
i prawdziwy, jej podekscytowany wyraz twarzy, gdy zobaczy co dla niej
przygotowałem. Swoimi ustami wypowie ciche „Dziękuję.” i wtuli się w moje
ramiona, a ja będę napawał się każdą chwilą jaką mogę z nią spędzić… Kocham ją.
Tak bardzo ją kocham. Kilka miesięcy temu, gdyby ktoś opowiedział mi, że
pokocham kogoś mocniej niż można to sobie wyobrazić, wyśmiałbym go. Wyrywam się
z moich myśli, gdy staje przed domem Jenn. Biorę głęboki oddech i wysiadam z
samochodu.
***
-Kocham cię. –mówię patrząc mu prosto w oczy.
-Kocham cię. –odpowiada i uśmiecha się tym swoim
pieprzonym uśmiechem, który kocham.
***
-Przepraszam. –mówię to co czuję. Przepraszam ją,
że zostawiłam samą w restauracji. Przepraszam ją, że wdałem się w bójkę.
Przepraszam ją, że wyglądam jak wyglądam. Przepraszam ją, że ta randka to
kompletny niewypał. Gdy już myślę, że jej słodki głos odpowie „Nie masz za
co.”, ona łączy nasze usta. Jest to tak delikatny, ale pełen charakteru
pocałunek. Sposób w jaki poruszają się jej usta, dłoń, którą trzyma na moim
policzku, moje ramiona oplatające jej talię i ulice Londynu; ciche, spokojne,
mam wrażenie, że czas stanął w miejscu, ale gdy Jenn przerywa pocałunek
uświadamiam sobie, że jednak życie trwa dalej. Jednak ja jej nie puszczam,
czuję, że jej twarz wtula się w mój tors, a gdy widzę gęsią skórkę na jej
ramionach, szybko zdejmuję marynarkę i zakładam na nią, po czym wracam do
przytulenia. Przysięgam, że jeżeli jest coś lepszego niż ta chwila, to już
nigdy jej nie puszczę, by nie zaznać czegoś lepszego, bo to kurwy nędzy nasze
ciała są idealnie dopasowane.
-Uhm… Jenn? –mówię całując jej czoło.
-Tak? –odchyla głowę tak by na mnie spojrzeć.
-Bo ja… Ja… Nie wiem jak to powiedzieć… -zamykam
oczy, aby ukryć moje zażenowanie. Nie umiem powiedzieć, że ją bardzo kocham i
moim największym marzeniem w tej chwili jest aby została moją dziewczyną?
-Po prostu powiedz. –słowa wypływają z niej jak
śpiew z małego ptaszka.
-Ja… ja… Jestem pieprzonym idiotą, bo nie umiem
dobrać słów, tak aby powiedzieć ci, że zakochałem się w tobie do szaleństwa i
powinienem wylądować przez to w psychiatryku, chociaż zdaję mi się, że nawet
tam nic mi nie pomoże. –zatrzymuję się by spojrzeć w jej piękne, głębokie oczy,
w których pomimo tego całego syfu, mogę dostrzec radość. –I…i…i kocham cię tak
bardzo… Nie umiem tego wyrazić w słowach…. Ugh… widzisz, wariuję przy tobie. To
jest to co ze mną robisz. Tracę mowę, rozum i wszystko co mi dane, bo jesteś
ty, najważniejsza w moim życiu. Czy… czy dałabyś mi ten zaszczyt… nie, nie,
nie. To brzmi okropnie, czekaj. Czy zechciałabyś… -Boże. Poziom mojego wstydu
osiągnął już maksimum. Patrzę w jej oczy, które są zaszklone. Czy ona… Czy ona
płacze? Boże, co ja narobiłem. Odchylam głowę do tyłu, zamykam oczy by
poukładać wszystkie słowa, które plączą się w moim mózgu. –Dobra, prosto z
mostu. Jenn, czy zostaniesz moją dziewczyną? –wstrzymuję oddech, gdy patrzę na
łzę, która wyznacza ścieżkę na jej poliku. Wycieram ją dłonią i lekko się
uśmiecham dodając jej otuchy. Jeżeli odpowie, że to nie ten czas, zrozumiem i
będę walczył dalej. Nie poprzestanę na jednym, uhm… drugim, razie. Za bardzo ją
kocham, żeby tak łatwo zrezygnować.
-Tak. –mówi po dłuższym milczeniu po czym łączy nasze usta. Jestem najszczęśliwszą
osobą na świecie.
***
-To tylko pięć dni… -Harry przewrócił oczami.
-Przeżyłbyś pięć dni bez swojego powietrza?!
–krzyknąłem. Musiałem wybuchnąć, to wszystko mnie przytłoczyło. Wszyscy
oczekują ode mnie nie wiadomo czego, a ja jestem człowiekiem. Mama. Tylko ona
mnie rozumie. Ci wszyscy popieprzeni ludzie z Doncaster chcą Louisa, bad boy’a, który nie ma uczuć.
Oni chcą jego. –Ja nie jestem taki! Harry, zmieniłem się! Rozumiesz?! Zmieniłem
się! Ty też! Nie widzisz tego? Błagam… -miałem wrażenie, że wykrzyczy mi prosto
w twarz, że dramatyzuje, że jestem idiotą, a on? On podszedł i posłał mi
przyjacielski uścisk.
-Wiem stary, wiem. To tylko przyzwyczajenie. –
Przyzwyczajenie, że jesteśmy złymi chłopcami z Doncaster. –Idziemy na imprezę.
***
-Błagam. Wysłuchaj mnie. –szepczę czując natłok
łez w moich oczach. Kiwnęła głową. Kiwnęła czy mi się zdawało? Nie, nie zdawało
mi się. Harry bierze Lissę za rękę i kierują się w stronę samochodu Harry’ego.
-O jedno cię proszę… -zaczęła, a ja ciągle walczę
ze sobą by wylać ze mnie wszystkich płynów, jakie posiadam. –bądź szczery.
-Nie mam zamiaru kłamać. Powiem ci wszystko po
kolei, a potem zdecydujesz czy… czy… -nie umiałem tego wymówić. „Czy naprawdę
będziesz chciała ode mnie odejść?”. Czuję łzę na policzku. Płaczę. Płaczę przy
najważniejszej osobie mojego życia.
-Mów. –odwraca wzrok i opiera się na murku. Ja
wycieram łzy i wykonuję to samą czynność co Jenn.
-Więc… Ja… ja… Okej. Zacznę od początku. –wziąłem
głęboki oddech. –W Doncaster, ja i Harry byliśmy złymi chłopcami, którzy mają
każdą dziewczynę na pstryknięcie palcami. Chodziliśmy na imprezy, alkohol,
narkotyki, papierosy, seks. Było super, póki to nie zabrnęło za daleko. Pewnego
wieczoru, jak zwykle, poszliśmy na imprezę do Hannah. Gdy weszliśmy wszyscy już
tam byli. Impreza też zaczęła się jak zwykle- alkohol. Później zaczęliśmy grać
w tą cholerną butelkę. Hannah zakręciła. Wypadło na mnie, wybrałem wyzwanie.
Powiedziała: „Idź z Roonie na 10 minut do pokoju.”. Zrobiłem to, weszliśmy do
pokoju, a ona zaczęła jakąś chorą akcję. Zaczęła się rozbierać, siadać na mnie,
tańczyć. Gdy stanowczo oznajmiłem jej, że nie mam ochoty uprawiać z nią seksu,
ona wybiegła z pokoju krzycząc i płacząc. Później pamiętam niewiele. Policja,
przesłuchania. Oskarżyła mnie o gwałt. Naprawdę to zrobiła… Nie mogłem w to
uwierzyć… Najbardziej zabolało mnie to, że to była intryga. Ona i reszta naszej
zajebistej ekipy zmówiła się przeciwko mnie. Gdy tylko ktokolwiek by mnie
trafił, a ja wziąłbym wyzwanie, padłoby to, a potem… Mieli napisany cały
scenariusz… Później wszystko rozniosło się po Doncasterze, a rodzice chcąc mnie
chronić wysłali mnie tutaj… To wszystko, to cała prawda, a teraz… Teraz możesz
mi powiedzieć, jak bardzo mnie nienawidzisz i jak bardzo pragniesz ode mnie
odejść… -na końcu głos mi się załamał. Podnosiłem dłonie aby schować w nich
twarz, gdy nagle poczułem jej usta na
moich. Potrzebuje mnie tak samo jak ja jej.
***
-Louis…
Louis, kochanie… Obudź się. –moje oczy się otworzyły, a przed nimi zobaczyłem
miłość mojego życia.
-Jenn
jeszcze pięć minut. –powiedziałem, po czym przewróciłem się na drugi bok.
-Okej,
albo mój chłopak podczas snu zamienił się w pięcioletniego marudzącego
dzieciaka albo miał zajebisty sen, do którego każdy chce tylko wracać. –zaśmiała
się. Kocham jej śmiech, jest taki słodki.
-Opcja
druga. –odpowiedziałem i od razu uśmiechnąłem się na myśl o moim śnie. Wszystko
to co wydarzyło się przez ostatnie 4 miesiące to kompletny kosmos, a jednak,
było warto.
-Okej, a
teraz wstawaj. Za 15 minut otwieramy prezenty. –PREZENTY. Natychmiast otworzyłem
moje oczy oraz zerwałem się z kanapy.
-Wiedziałam,
że to zadziała. –oboje wybuchliśmy śmiechem.
***
-Synku, ta
bransoletka jest wspaniała! Dziękuję! Oh, Jennifer. Skąd wiedziałaś, że takie
chciałam? Są prześliczne! Jednak istnieje coś takiego jak instynkt kobiety. –zaśmiała
się moja mama, a ja z niecierpliwością czekam aż Jennifer zacznie otwierać
swoje prezenty. Biorę głęboki oddech, gdy otwiera prezent od mojej mamy,
uśmiecha się na patelnię do naleśników.
Wreszcie w jej ręce trafia prezent ode mnie. Powoli zsuwa małą pokryweczkę,
na której napisałem „Obyś nie musiała zastanawiać się nad odpowiedzią.”
-Oh,
Louis. –przybliża się do mnie. Jej oczy są szkliste, a ja znam ją na tyle
dobrze, że wiem, że to łzy szczęścia. Kiwa
głową, a ja natychmiast biorę ją w swoje ramiona. Mogę stwierdzić, że jestem
najszczęśliwszą istotą na jakiejkolwiek planecie.
-Louis, co
ty jej dałeś? –Jacob i moja mama mają na sobie zmieszany wyraz twarzy.
-To. –odpowiedziała
Jenn, pokazując nowo założony pierścionek zaręczynowy. Jacob natychmiast rzucił
się na moją mamę. Nie wyrobił ze wzruszenia. Moja mama ściskała go tak mocno,
że przez chwilę zastanawiałem się czy przypadkiem go nie udusi, hah.
-Okej!
Czas na twoje prezenty, Lou. – powiedziała moja narzeczona, tak będę mówił to tak często jak będę mógł. Wziąłem
pierwszy prezent, od Jenn. Otworzyłem go, a moje serce stanęło. Całe moje ciało
wypełniła nagła radość. Nie mogłem powstrzymać wzruszenia. Szybko podbiegłem do
Jenn i mocno ją przytuliłem.
-Wytłumaczcie
mi to, jestem za stara. –powiedziała moja mama.
-A ja za
młody. –dopowiedział Jacob.
-Wygląda
na to, że będziesz babcią, a ty starszym bratem. –oznajmiłem, a wszyscy zaczęli
nam gratulować i nas ściskać. To jest właśnie to, czego oczekiwałem od życia.
________________________________
O kurde. Koniec. Epilog. Jezu, nie umiem się rozstać z tym blogiem, jakkolwiek głupio to brzmi. Wybaczcie za prawie miesięczne spóźnienie, ale strasznie ciężko pisało mi się ten epilog, naprawdę xd
Dziękuję za wszystkie komentarze, za wszystko to co robiliście żeby pisało nam się lepiej. Jesteście wspaniali ♥
Na tym blogu tyle się działo, tyle słów tutaj napisałyśmy, tyle czasu... Nadal nie mieści mi się to w głowie, że jest 00:35 a ja piszę końcówkę czegoś co ma zakończyć to wszystko.
Ogólnie tochyba się zżyłam z Louisem i Jenn, wiecie? xd :')
Nie będę już nic więcej pisać, bo nie chcę się rozkleić :') :D
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO
Dziękuję za wszystkie komentarze, za wszystko to co robiliście żeby pisało nam się lepiej. Jesteście wspaniali ♥
Na tym blogu tyle się działo, tyle słów tutaj napisałyśmy, tyle czasu... Nadal nie mieści mi się to w głowie, że jest 00:35 a ja piszę końcówkę czegoś co ma zakończyć to wszystko.
Ogólnie to
Nie będę już nic więcej pisać, bo nie chcę się rozkleić :') :D
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO
Karolina
Chciałabym Wam bardzo, ale to bardzo podziękować za wszystkie komentarze i wyświetlenia na naszym blogu. Bardzo Was kocham♥ To jeszcze nie koniec naszej współpracy i niedługo zakładamy kolejnego bloga jeśli wymyślimy fabułę bloga xD Więc... Do następnego :*
Wiktoria
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz