wtorek, 23 czerwca 2015

Epilog

Lou’s POV:
-Tutaj! –krzyknął Harry wskazując na jedyne, wolne miejsce parkingowe. Przymierzałem się do skrętu, gdy drogę zajechał mi czarny motor.
-Co ty robisz debilu?! –no chyba go posrało. Za kogo on się ma? Chuj jebany.
-Kto pierwszy ten lepszy, skarbie. – usłyszałem damski głos. Zobaczyłem piękne, długie, blond włosy powiewające na wietrze. Dziewczyna zaczęła iść w stronę szkoły.
-Stary, podsiadła cię laska. –śmiał się Harry.
-Kurwa, siedź cicho. –warknąłem w kierunku Harry’ego, a ten natychmiast przestał się śmiać.
***
Nasze usta się zetknęły. Chciałem się odkleić, ale nie mogłem. Ta dziewczyna namieszała w mojej głowie. Znam ją tylko kilka popieprzonych godzin. Dlaczego uważam te godziny za najlepsze w moim życiu? Ale to jest pojebane, jak całe moje życie.
Odepchnęła mnie.
-Co to miało znaczyć?! – krzyknęła wybiegając z budynku. 
-Myślałem, że tego chcesz! -byłem pewien. Byłem pewien, że ona choć w połowie czuje to co ja. Zaczęła biec, a ja nie miałem siły za nią jej gonić. Czy to możliwe, że ta dziewczyna będzie znaczyła dla mnie więcej niż powinna?
***
-Bądźmy przyjaciółmi okej? Takimi, którzy się lubią, nie kochają... – czy właśnie moje serce pękło na miliony kawałków?
-Wiesz.. Czuję się tak jakbyśmy się znali od lat.. To jest głupie uczucie. Znam cię raptem 2 dni, a mam wrażenie, żee.. a z resztą nieważne. Po co ja ci to mówię? –odpuszczę. To w końcu tylko zwykła dziewczyna, która tylko mi się podoba.
 -Louis, mów. Ja posłucham, może tylko wyglądam na taką, która słucha, słucha, słucha, a i tak nie wie o co chodzi... Jestem całkiem mądra. Czasem myślę, że jestem kompletnym zerem. Że zachowuje się kompletnie inaczej, wbrew sobie. Kocham motory, ale ja nie jestem taka twarda.. Umiem się rozkleić, umiem płakać, mam uczucia. To dlatego chciałabym, żebyśmy byli przyjaciółmi. Moje uczucia nie nadążają za tym wszystkim. Przepraszam.
-Nie przepraszaj, nie masz za co. To ja znowu spierdoliłem.. Znowu... Śmieszne słowo nie? – zaśmiałem się. To jest doprawdy zabawne. Czy ja liczyłem na wielką miłość?
- Nie chce żebyś przeze mnie cierpiała.. Chcę twojego szczęścia, bardziej niż swojego.
-Przyjaźń? - wyciągnęła paluszek, żeby sobie "przyrzec".
-Przyjaźń! –uśmiechnąłem się.
***
- Oh, Jenn. –chciałem, żeby padła mi w ramiona, żeby powiedziała jak bardzo mnie kocha. Gdy zobaczyłem jej czerwone, opuchnięte od płaczu, moje serce natychmiast pękło. Ona cierpiała.
- Jack'ie idź na górę, please. –powiedziała ledwie słyszalnie. Była bardzo słaba, ledwo trzymała się na nogach.
- Więc... –szepnęła po długiej chwili milczenia. Dlaczego nagle jest tu tak gorąco?- Kurwa, Louis. Kocham Cię. –całe moje ciało ogarnęła wielka ulga. Ona mnie kocha. Ona naprawdę mnie kocha. Wykonałem jeden długi ruch, po czym szybko złączyłem nasze usta.
***
-Kochanie... -zacząłem, ale ona mi przerwała. Jej usta ułożyły się tak słodko, miałem ochotę ją pocałować, przytulić i nigdy nie puścić.
-Nie. Żadne kochanie. - powiedziała stanowczo odsuwając się pojedynczym krokiem. -Żadne kochanie. Nie ma miłości. Nie ma czegoś takiego. Nigdy w to nie wierzyłam i nigdy nie uwierzę.
-Ale... ale co z nami? Godzinę temu chciałaś tego... -wziąłem lekki oddech, którego pewnie nie usłyszała. - Chciałaś nas.
-Niczego nie chciałam. - powiedziała przełykając ślinę.
-Czemu mnie okłamujesz? -wiedziałem, że kłamie, czułem to. Przybrałem głos 'twardziela' chociaż moje wnętrze płakało, byłem rozbity. Milczała. -Czemu mnie okłamujesz? - powtórzyłem o wiele głośniej niż poprzednim razem. Ciągle milczała. -Czemu mnie okłamujesz?! -nie wytrzymałem, krzyknąłem. Nadal milczała. Chwilę myślałem co mam powiedzieć. Chciałem ją przytulić, tak bardzo tego chciałem. Zrobiła krok do przodu, skracając przestrzeń między nami. Była tak blisko mnie, czułem jej oddech. Odsunąłem się. Wolałem, żeby została teraz sama. Żeby się uspokoiła. -Dzięki za wspaniały, godzinny związek, Jenn. - powiedziałem, nawet nie wyczuwając sarkazmu jakim ją obdarzyłem. Poszedłem do drzwi. Otworzyłem je i wyszedłem. Wsiadłem w auto. Odjechałem.
***

-Jenn? – zadzwoniła, tak dobrze ją usłyszeć. Wszystkie złe emocje ze mnie spłynęły.
-Louis, błagam, przyjedź do mnie. Lucas tu jest, wybił szybę. Boję się. Błagam. –zabiję chuja, przysięgam. Niech już lepiej spierdala, będzie miał większe szanse na przeżycie.
-Zaraz będę. – powiedziałem gdy zdałem sobie sprawę, że warto odpowiedzieć Jenn, że przyjadę. Dla niej wejdę nawet do piekła.
***
- Jakie, wejdź do środka, proszę. - powiedziała łamiącym się głosem.  - Co Ty tutaj robisz? – warknęła w moją stronę. Muszę walczyć, nie mogę odpuścić. Jest dla mnie za dużo warta.
- Ja nie uganiam się za Eleanor!
- A kto kurwa? Ja?! Stała przy Twoim samochodzie i robiła te swoje jebane, maślane oczka i wypychała cycki w Twoją stronę. Rozumiem kurwa, że jesteś najseksowniejszym chłopakiem w szkole i ona chce Cię zaliczyć, ale chyba za bardzo nie rozumie, że jesteś mój. – pocałowała mnie, szybko odwzajemniłem pocałunek.
- Tylko i wyłącznie Twój. –odpowiedziałem gdy uświadomiłem sobie, co się właśnie stało.
***
- Mama? Tata? – po chuja oni tu przyjeżdżali? Przez dwa cholerne lata nie odezwali się do mnie ani słowem, a teraz? Zjawiają się gdy wszystko poukładałem.
- Co to ma znaczyć do cholery?! – krzyczy najlepszy ojciec na świecie, wyczujcie ten sarkazm.
- To jest moja dziewczyna, Jenn. Jenn to moi rodzice. – nie dam im za wygraną.- A tak w ogóle to przypisaliście mi tą działkę, więc, gdzie jest problem? – zaraz nie wytrzymam, wybuchnę.- Nie przejmowaliście się mną przez te dwa jeba... –przerwał mi słodki głos Jenn.
- Louis, nie wyrażaj się! –krzyknęła, a mi było wstyd. Wstyd, że słyszała mój wybuch.
- Przepraszam, kochanie.
- Wyjechaliśmy, bo wiedzieliśmy, że sobie poradzisz. Wiesz, jaka była nasza wcześniejsza sytuacja finansowa. - westchnęła mama. Kochałem ją. W przeciwieństwie do ojca rozumiała mnie, wiedziała czego potrzebuję. Gdyby nie on, nasze życie wyglądało by o wiele lepiej.
- A w ogóle, co to ma znaczyć, że jakaś dziewczyna chodzi po naszym domu pół naga?! Myśleliśmy, że skupisz się na nauce, a nie uganiał za dziewczynami. Zawiodłem się na Tobie, chłopcze. – wysłałem mamie pytające spojrzenie, na co ta pokręciła głową. Oto co oznacza ‘my’ w słowniku mojego ojca.- Wracasz z nami do Donchester'u. Jutro o 9:00 rano mamy samolot. Przyjedziemy po Ciebie do Twojego mieszkania i nie słyszę sprzeciwu. –pojebało go?! Czy jego naprawdę pojebało?! Nigdzie nie jadę. Niech zabierze mi wszystko. Dom, samochód, działkę, pieniądze, telefon, komputer. Wszystko. Tylko niech nie izoluje mnie od Jenn. Tylko nie to.
***
-LOUIS!-usłyszałem krzyk Jennifer. Nie mogę płakać, nie teraz. Nie mogę myśleć o tym, że widzę ją po raz ostatni. - Zapomniałam dać Ci czegoś ważnego.
- Co się stało? Co chcesz mi dać? – po chwili wyciągnęła z pudełka bransoletkę z serduszkiem, naszą datą poznania się, a po drugiej stronie nasze wspólne zdjęcie. W moich oczach zaczęło zbierać się miliony łez. Tak cholernie ją kocham. -Kochanie, nie musiałaś... - otarłem swoje łzy. Muszę być twardy.
- Ale chciałam. Może znajdziesz tam szczęście i będziesz z dziewczyną, która na pewno jest lepsza ode mnie, ale chcę Cię prosić tylko o to, żebyś nie zapomniał o mnie. Będziesz mieć wspaniałą dziewczynę która da Ci to czego oczekujesz, ale nie zapomnij o mnie. I ostatni prezent. – wpiła się w moje usta, a ja nie chciałem jej tracić. Jak nie ona, to nikt. Nie ma lepszej, nie ma. Ona jest tym czego oczekuję, tylko ona.
- Dobra dzieciaki. Louis wracaj z powrotem z Jennifer do domu. Sami polecimy. - powiedziała mama, a ja mocno uścisnąłem Jenn, zobaczyłem biegnącego w naszą stronę Jacoba, który szybko się do nas przytulił. Miał szkliste od łez oczy. Pokochałem go, jest świetnym dzieciakiem.
***
Wsiadam do samochodu i uruchamiam silnik. Strasznie boję się, czy wszystko wypali… Chcę żeby czuła się inaczej, wyjątkowo… żeby było idealnie… Już wyobrażam sobie jej uśmiech, słodki, uroczy i prawdziwy, jej podekscytowany wyraz twarzy, gdy zobaczy co dla niej przygotowałem. Swoimi ustami wypowie ciche „Dziękuję.” i wtuli się w moje ramiona, a ja będę napawał się każdą chwilą jaką mogę z nią spędzić… Kocham ją. Tak bardzo ją kocham. Kilka miesięcy temu, gdyby ktoś opowiedział mi, że pokocham kogoś mocniej niż można to sobie wyobrazić, wyśmiałbym go. Wyrywam się z moich myśli, gdy staje przed domem Jenn. Biorę głęboki oddech i wysiadam z samochodu.
***
-Kocham cię. –mówię patrząc mu prosto w oczy.
-Kocham cię. –odpowiada i uśmiecha się tym swoim pieprzonym uśmiechem, który kocham.
***
-Przepraszam. –mówię to co czuję. Przepraszam ją, że zostawiłam samą w restauracji. Przepraszam ją, że wdałem się w bójkę. Przepraszam ją, że wyglądam jak wyglądam. Przepraszam ją, że ta randka to kompletny niewypał. Gdy już myślę, że jej słodki głos odpowie „Nie masz za co.”, ona łączy nasze usta. Jest to tak delikatny, ale pełen charakteru pocałunek. Sposób w jaki poruszają się jej usta, dłoń, którą trzyma na moim policzku, moje ramiona oplatające jej talię i ulice Londynu; ciche, spokojne, mam wrażenie, że czas stanął w miejscu, ale gdy Jenn przerywa pocałunek uświadamiam sobie, że jednak życie trwa dalej. Jednak ja jej nie puszczam, czuję, że jej twarz wtula się w mój tors, a gdy widzę gęsią skórkę na jej ramionach, szybko zdejmuję marynarkę i zakładam na nią, po czym wracam do przytulenia. Przysięgam, że jeżeli jest coś lepszego niż ta chwila, to już nigdy jej nie puszczę, by nie zaznać czegoś lepszego, bo to kurwy nędzy nasze ciała są idealnie dopasowane.
-Uhm… Jenn? –mówię całując jej czoło.
-Tak? –odchyla głowę tak by na mnie spojrzeć.
-Bo ja… Ja… Nie wiem jak to powiedzieć… -zamykam oczy, aby ukryć moje zażenowanie. Nie umiem powiedzieć, że ją bardzo kocham i moim największym marzeniem w tej chwili jest aby została moją dziewczyną?
-Po prostu powiedz. –słowa wypływają z niej jak śpiew z małego ptaszka.
-Ja… ja… Jestem pieprzonym idiotą, bo nie umiem dobrać słów, tak aby powiedzieć ci, że zakochałem się w tobie do szaleństwa i powinienem wylądować przez to w psychiatryku, chociaż zdaję mi się, że nawet tam nic mi nie pomoże. –zatrzymuję się by spojrzeć w jej piękne, głębokie oczy, w których pomimo tego całego syfu, mogę dostrzec radość. –I…i…i kocham cię tak bardzo… Nie umiem tego wyrazić w słowach…. Ugh… widzisz, wariuję przy tobie. To jest to co ze mną robisz. Tracę mowę, rozum i wszystko co mi dane, bo jesteś ty, najważniejsza w moim życiu. Czy… czy dałabyś mi ten zaszczyt… nie, nie, nie. To brzmi okropnie, czekaj. Czy zechciałabyś… -Boże. Poziom mojego wstydu osiągnął już maksimum. Patrzę w jej oczy, które są zaszklone. Czy ona… Czy ona płacze? Boże, co ja narobiłem. Odchylam głowę do tyłu, zamykam oczy by poukładać wszystkie słowa, które plączą się w moim mózgu. –Dobra, prosto z mostu. Jenn, czy zostaniesz moją dziewczyną? –wstrzymuję oddech, gdy patrzę na łzę, która wyznacza ścieżkę na jej poliku. Wycieram ją dłonią i lekko się uśmiecham dodając jej otuchy. Jeżeli odpowie, że to nie ten czas, zrozumiem i będę walczył dalej. Nie poprzestanę na jednym, uhm… drugim, razie. Za bardzo ją kocham, żeby tak łatwo zrezygnować.
-Tak. –mówi po dłuższym milczeniu po czym  łączy nasze usta. Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie.
***
-To tylko pięć dni… -Harry przewrócił oczami.
-Przeżyłbyś pięć dni bez swojego powietrza?! –krzyknąłem. Musiałem wybuchnąć, to wszystko mnie przytłoczyło. Wszyscy oczekują ode mnie nie wiadomo czego, a ja jestem człowiekiem. Mama. Tylko ona mnie rozumie. Ci wszyscy popieprzeni ludzie z Doncaster  chcą Louisa, bad boy’a, który nie ma uczuć. Oni chcą jego. –Ja nie jestem taki! Harry, zmieniłem się! Rozumiesz?! Zmieniłem się! Ty też! Nie widzisz tego? Błagam… -miałem wrażenie, że wykrzyczy mi prosto w twarz, że dramatyzuje, że jestem idiotą, a on? On podszedł i posłał mi przyjacielski uścisk.
-Wiem stary, wiem. To tylko przyzwyczajenie. – Przyzwyczajenie, że jesteśmy złymi chłopcami z Doncaster. –Idziemy na imprezę.
***
-Błagam. Wysłuchaj mnie. –szepczę czując natłok łez w moich oczach. Kiwnęła głową. Kiwnęła czy mi się zdawało? Nie, nie zdawało mi się. Harry bierze Lissę za rękę i kierują się w stronę samochodu Harry’ego.
-O jedno cię proszę… -zaczęła, a ja ciągle walczę ze sobą by wylać ze mnie wszystkich płynów, jakie posiadam. –bądź szczery.
-Nie mam zamiaru kłamać. Powiem ci wszystko po kolei, a potem zdecydujesz czy… czy… -nie umiałem tego wymówić. „Czy naprawdę będziesz chciała ode mnie odejść?”. Czuję łzę na policzku. Płaczę. Płaczę przy najważniejszej osobie mojego życia.
-Mów. –odwraca wzrok i opiera się na murku. Ja wycieram łzy i wykonuję to samą czynność co Jenn.

-Więc… Ja… ja… Okej. Zacznę od początku. –wziąłem głęboki oddech. –W Doncaster, ja i Harry byliśmy złymi chłopcami, którzy mają każdą dziewczynę na pstryknięcie palcami. Chodziliśmy na imprezy, alkohol, narkotyki, papierosy, seks. Było super, póki to nie zabrnęło za daleko. Pewnego wieczoru, jak zwykle, poszliśmy na imprezę do Hannah. Gdy weszliśmy wszyscy już tam byli. Impreza też zaczęła się jak zwykle- alkohol. Później zaczęliśmy grać w tą cholerną butelkę. Hannah zakręciła. Wypadło na mnie, wybrałem wyzwanie. Powiedziała: „Idź z Roonie na 10 minut do pokoju.”. Zrobiłem to, weszliśmy do pokoju, a ona zaczęła jakąś chorą akcję. Zaczęła się rozbierać, siadać na mnie, tańczyć. Gdy stanowczo oznajmiłem jej, że nie mam ochoty uprawiać z nią seksu, ona wybiegła z pokoju krzycząc i płacząc. Później pamiętam niewiele. Policja, przesłuchania. Oskarżyła mnie o gwałt. Naprawdę to zrobiła… Nie mogłem w to uwierzyć… Najbardziej zabolało mnie to, że to była intryga. Ona i reszta naszej zajebistej ekipy zmówiła się przeciwko mnie. Gdy tylko ktokolwiek by mnie trafił, a ja wziąłbym wyzwanie, padłoby to, a potem… Mieli napisany cały scenariusz… Później wszystko rozniosło się po Doncasterze, a rodzice chcąc mnie chronić wysłali mnie tutaj… To wszystko, to cała prawda, a teraz… Teraz możesz mi powiedzieć, jak bardzo mnie nienawidzisz i jak bardzo pragniesz ode mnie odejść… -na końcu głos mi się załamał. Podnosiłem dłonie aby schować w nich twarz, gdy nagle poczułem jej usta  na moich. Potrzebuje mnie tak samo jak ja jej.
***
-Louis… Louis, kochanie… Obudź się. –moje oczy się otworzyły, a przed nimi zobaczyłem miłość mojego życia.
-Jenn jeszcze pięć minut. –powiedziałem, po czym przewróciłem się na drugi bok.
-Okej, albo mój chłopak podczas snu zamienił się w pięcioletniego marudzącego dzieciaka albo miał zajebisty sen, do którego każdy chce tylko wracać. –zaśmiała się. Kocham jej śmiech, jest taki słodki.
-Opcja druga. –odpowiedziałem i od razu uśmiechnąłem się na myśl o moim śnie. Wszystko to co wydarzyło się przez ostatnie 4 miesiące to kompletny kosmos, a jednak, było warto.
-Okej, a teraz wstawaj. Za 15 minut otwieramy prezenty. –PREZENTY. Natychmiast otworzyłem moje oczy oraz zerwałem się z kanapy.
-Wiedziałam, że to zadziała. –oboje wybuchliśmy śmiechem.
***
-Synku, ta bransoletka jest wspaniała! Dziękuję! Oh, Jennifer. Skąd wiedziałaś, że takie chciałam? Są prześliczne! Jednak istnieje coś takiego jak instynkt kobiety. –zaśmiała się moja mama, a ja z niecierpliwością czekam aż Jennifer zacznie otwierać swoje prezenty. Biorę głęboki oddech, gdy otwiera prezent od mojej mamy, uśmiecha się na patelnię do naleśników.  Wreszcie w jej ręce trafia prezent ode mnie. Powoli zsuwa małą pokryweczkę, na której napisałem „Obyś nie musiała zastanawiać się nad odpowiedzią.”
-Oh, Louis. –przybliża się do mnie. Jej oczy są szkliste, a ja znam ją na tyle dobrze, że wiem, że to łzy szczęścia.  Kiwa głową, a ja natychmiast biorę ją w swoje ramiona. Mogę stwierdzić, że jestem najszczęśliwszą istotą na jakiejkolwiek planecie.
-Louis, co ty jej dałeś? –Jacob i moja mama mają na sobie zmieszany wyraz twarzy.
-To. –odpowiedziała Jenn, pokazując nowo założony pierścionek zaręczynowy. Jacob natychmiast rzucił się na moją mamę. Nie wyrobił ze wzruszenia. Moja mama ściskała go tak mocno, że przez chwilę zastanawiałem się czy przypadkiem go nie udusi, hah.
-Okej! Czas na twoje prezenty, Lou. – powiedziała moja narzeczona, tak będę mówił to tak często jak będę mógł. Wziąłem pierwszy prezent, od Jenn. Otworzyłem go, a moje serce stanęło. Całe moje ciało wypełniła nagła radość. Nie mogłem powstrzymać wzruszenia. Szybko podbiegłem do Jenn i mocno ją przytuliłem.
-Wytłumaczcie mi to, jestem za stara. –powiedziała moja mama. 
-A ja za młody. –dopowiedział Jacob.

-Wygląda na to, że będziesz babcią, a ty starszym bratem. –oznajmiłem, a wszyscy zaczęli nam gratulować i nas ściskać. To jest właśnie to, czego oczekiwałem od życia. 
________________________________
O kurde. Koniec. Epilog. Jezu, nie umiem się rozstać z tym blogiem, jakkolwiek głupio to brzmi. Wybaczcie za prawie miesięczne spóźnienie, ale strasznie ciężko pisało mi się ten epilog, naprawdę xd
Dziękuję za wszystkie komentarze, za wszystko to co robiliście żeby pisało nam się lepiej. Jesteście wspaniali ♥
Na tym blogu tyle się działo, tyle słów tutaj napisałyśmy, tyle czasu... Nadal nie mieści mi się to w głowie, że jest 00:35 a ja piszę końcówkę czegoś co ma zakończyć to wszystko.
Ogólnie to chyba się zżyłam z Louisem i Jenn, wiecie? xd :') 
Nie będę już nic więcej pisać, bo nie chcę się rozkleić :') :D
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO
Karolina

Chciałabym Wam bardzo, ale to bardzo podziękować za wszystkie komentarze i wyświetlenia na naszym blogu. Bardzo Was kocham♥ To jeszcze nie koniec naszej współpracy i niedługo zakładamy kolejnego bloga jeśli wymyślimy fabułę bloga xD Więc... Do następnego :*

Wiktoria

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz