Patrzyłam na niego, aż w końcu nasze spojrzenia
się spotkały...
Lou’s POV:
To jest szósty dzień. Szósty dzień. Szósty dzień bez niej.
To jest szósty dzień. Szósty dzień. Szósty dzień bez niej.
Pierwszy
dzień wydawał się być najgorszym koszmarem. Wyłączyłem telefon, zamknąłem się w
pokoju i siedziałem. Siedziałem i chciałem być twardy, ale jak? Powiedzcie jak?
Jakkolwiek próbowałem pocieszyć samego siebie, kierowało mnie to do jednej
myśli „Straciłeś ją. Ona nie wróci”. Nie, nie płakałem. Byłem wściekły.
Wściekły za moją przeszłość, za to co wtedy odpierdalałem. Co z tego, że nikogo
nie zgwałciłem skoro ludzie mają powody żeby tak myśleć?
Drugi
dzień? Ból związany z jej stratą, nie ustąpił. Miałem wrażenie, że wzrastał z
sekundy na sekundę. Byłem co raz bliższy płaczu. Chciałem przytulić moją mamę i
wypłakać się jej w ramię, jak wtedy gdy
miałem siedem lat i bolało mnie kolano po upadku. Tym razem chciałem poczuć jej
matczyne ciepło, które zrozumie mnie bez słów. Jednak znowu postawiłem na
samotną, nieprzespaną noc w moim pokoju.
Trzeci
dzień był dniem, w którym myślałem najtrzeźwiej i byłem dla siebie bardzo
surowy. Wtedy po raz pierwszy od tych dwóch, długich dni, otworzyłem okno i
poczułem jak świeże powietrze uderza w moje ciało. Szybko jednak zamknąłem
okno. Nie chciałem wychodzić na zewnątrz, nie chciałem czuć tego świata. Gdybym
wyszedł z domu wszystko by powróciło. Wszystkie chwile spędzone z nią; jej
radość, smutek, jej głos gdy zadzwoniła do mnie abym przyjechał, jej usta
słodko układające się gdy wypowiadała „Kocham cię”. Wtedy chciałem zawalczyć,
ale nie wiedziałem jak. Najlepiej było znowu spędzić noc na wpatrywaniu się w
okno i myśleniu o niej.
Czwartego
dnia nie wytrzymałem. Włączyłem telefon i nie patrząc na żadne wiadomości wybrałem
numer do mojej mamy. Przyjechała po dwóch godzinach. Przywitałem ją mocnym
uściskiem i łzami na ramieniu. Tak. To był przełom. Nie umiałem powstrzymać
łez. Mama starała się mnie pocieszać, ale oboje wiedzieliśmy, że to nie pomaga.
Z jej długiego monologu, który bardzo mi pomógł psychicznie, wywnioskowałem, że
ona powinna oddzielić przeszłość od teraźniejszości. Ale jednak tu chodziło o
coś, do czego nigdy nie doszło.
-Synku..
Ja… ja… odeszłam od taty. –powiedziała moja mama.
-Co?
–zapytałem. Nie wiedziałem czy się cieszyć czy płakać. Normalne dziecko
zaczęłoby płakać i wrzeszczeć, że nie chce rozstania rodziców, ale ja? No cóż,
nie jestem normalny. –Wreszcie! –powiedziałem wewnętrznie się ciesząc.
–Zamieszkaj ze mną, proszę.
Zgodziła
się. Wreszcie nie będę sam, wreszcie odeszła od ojca. Cieszyłem się. Tak bardzo
się cieszyłem.
Cały dzień mama nalegała żebym wyszedł z domu, ale stanęło na tym, że ona sama poszła nie wiadomo gdzie. I zostałem sam ze swoimi myślami.
Cały dzień mama nalegała żebym wyszedł z domu, ale stanęło na tym, że ona sama poszła nie wiadomo gdzie. I zostałem sam ze swoimi myślami.
Jenn’s
POV:
Usłyszałam pukanie do drzwi. Super. Ciekawe kto chce widzieć moją piękną zapłakaną twarz, która jest przyczepiona do ciała bez duszy.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Super. Ciekawe kto chce widzieć moją piękną zapłakaną twarz, która jest przyczepiona do ciała bez duszy.
-Dzień
dobry. –powiedziałam po wytarciu łez, ale chyba mi to nie wyszło bo kobieta
patrzyła się na mnie smutnym wzrokiem.
-Dzień
dobry. Ja… Ja… Jestem mamą Louisa. –na wzmiankę o nim, poczułam łzę, która
tworzyła ścieżkę na moim policzku. Wpuściłam ją. Co miałam zrobić? Zamknąć
drzwi pod nosem? Nie mogłam jej winić za syna. Na pewno starała się jak mogła
aby wychować go na porządnego człowieka, a nie na gwałciciela. Chyba się już do
tego przyzwyczaiłam. To wszystko było za piękne, żeby było prawdziwe. Czemu
trafiam na samych idiotów? Czemu?
-Przyszłam
tu w imieniu Louisa… a właściwe… Nie. Nie w jego imieniu, w swoim imieniu. Ja
jako ja. Chciałam zobaczyć jak się trzymasz… -zawahała się. –Widzę, że nie
tylko on cierpi.
-Louis
cierpi? –to było pół pytanie, pół stwierdzenie. On nie mógł cierpieć. Nie był
do tego zdolny. Co jeśli… Co jeśli miałam być jego kolejną ofiarą?
-Bardzo.
Bardzo cierpi. Nie ma dla niego usprawiedliwienia. Mogę ci tylko powiedzieć, że
on się zmienił. Widzę to… Dzięki tobie stał się kompletnie innym człowiekiem.
Nie poznaję własnego syna. –uśmiechnęła się, a ja przygryzłam wargę. Ta kobieta
jest tak miła i sympatyczna. Louis posiada prawdziwy skarb. Chciałabym mieć
taką matkę... A moja? Nie zdziwiłabym się gdyby nie wiedziała ile mam lat.
Nie
wytrzymałam. Łzy zaczęły lecieć z moich oczu. Wybuchłam. Bomba, która siedziała
we mnie przez całe dnie w końcu wybuchła. To cierpienie przez cztery dni to
były tylko małe wybuchy, które nie otrzymywały skutków. To był prawdziwy i
ostateczny wybuch. Mama Louisa szybko mnie przytuliła, a ja poczułam matczyne
ciepło. Pierwszy raz przez całe moje życie.
-Dziękuję.
–szepnęłam dławiąc się łzami, ona tylko pokiwała głową i ścisnęła mnie jeszcze
mocniej. Ta kobieta ma wielkie serce.
Lou’s POV:
A dzisiaj?
Dzisiaj jest piąty dzień. Wstałem, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Normalnie
powiedziałbym, że to pukanie mnie obudziło, ale jak można zostać obudzonym
wcale nie śpiąc? Przez chwilę myślałem, że za drzwiami kryje się ona. Jej
piękne, idealne, szczupłe ciało, które bez słów powie mi, że mnie pragnie. To
wszystko było za piękne, aby było prawdziwe. Za drzwiami kryło się nieidealne,
niepiękne ciało Harry’ego.
-Boże
stary, wyglądasz koszmarnie. –powiedział wytrzeszczając oczy.
-Dziękuję.
–warknąłem. Wiem, że to nie jego pieprzona wina, ale wolałbym go nie widzieć.
Nie teraz. To przez jego pierdoloną imprezę ona poznała Hannah, która zrobiła
cały ten syf, w którym teraz jestem.
-Ty
ryczysz? –Harry próbował powstrzymać śmiech, a ja, fakt, poczułem jedną łzę na
moim policzku. Milczałem. Wolałem milczeć niż wybuchnąć, teraz został mi tylko
on prawda? –Idziemy na spacer! –zawołał radośnie. Radość w moim domu od kilku
dni nie była mile widziana.
-Nie.
–zaprzeczyłem jego propozycji, jednak stanęło na tym, że pierwszy raz od pięciu
dni przekroczyłem granice mojego domu. Szliśmy cały czas prosto, a każdy cal
chodnika przypominał mi chwile z nią.
-Nie
poznaję cię stary. Nigdy nie ryczałeś za laską, błagam. –powiedział Harry
widocznie zmęczony spędzaniem ze mną czasu, a raczej, spędzaniem czasu z moim
ciałem.
-Widzisz,
dużo się zmieniło. –odpowiedziałem ledwie słyszalnie. Ja dostrzegłem swoją
zmianę. Nie nadużywam alkoholu, nie biorę narkotyków, nie imprezuję tak często,
nie mam innej laski w każdy weekend. Jestem lepszym człowiekiem. Nieidealnym,
ale lepszym.
-To tylko
pięć dni… -Harry przewrócił oczami.
-Przeżyłbyś
pięć dni bez swojego powietrza?! –krzyknąłem. Musiałem wybuchnąć, to wszystko
mnie przytłoczyło. Wszyscy oczekują ode mnie nie wiadomo czego, a ja jestem
człowiekiem. Mama. Tylko ona mnie rozumie. Ci wszyscy popieprzeni ludzie z
Doncaster chcą Louisa, bad boy’a, który
nie ma uczuć. Oni chcą jego. –Ja nie jestem taki! Harry, zmieniłem się!
Rozumiesz?! Zmieniłem się! Ty też! Nie widzisz tego? Błagam… -miałem wrażenie,
że wykrzyczy mi prosto w twarz, że dramatyzuje, że jestem idiotą, a on? On
podszedł i posłał mi przyjacielski uścisk.
-Wiem
stary, wiem. To tylko przyzwyczajenie. – Przyzwyczajenie, że jesteśmy złymi
chłopcami z Doncaster. –Idziemy na imprezę.
Nie
chciałem, ale jak ze spacerem- stanęło na zdaniu Harry’ego. Ubrałem szary
sweter i czarne rurki. Po co miałem się starać skoro wiedziałem, że nie mam dla
kogo? Normalnie wybierałbym coś dwie godziny, ale ‘normalnie’ od teraz się
zmieni.
***
Wysiadłem z
auta Harry’ego i poczułem klimat imprezy. Pojechaliśmy do jednego z klubów
mojego ojca. Gdy tylko przekroczyłem próg zostałem obsypany bezuczuciowymi „hej”,
które ludzie mówili, bo musieli. No cóż. Ja i Harry przedzieraliśmy się przez
tłum aż w końcu udało nam się dotrzeć do baru. Przejrzałem wszystkie oczy
patrzące chwile w moją stronę, ale tylko jedne były tymi, za którymi tak bardzo
tęskniłem. Ona tu jest. Patrzyła na mnie zdumionym wzrokiem, otworzyła usta i
przełknęła ślinę. Złapała Lissę za rękaw i wskazała w moją stronę, a ta
spojrzała na Harry’ego. Zmówili się. Przysiągłem sobie, że zostawię Jenn w
spokoju. Nie zasługuję na nią, a teraz? Teraz to wszystko poszło w pieprzoną
cholerę. Ona tu jest i patrzy w moje oczy. Wygląda tak pięknie, jak zawsze. Jej
blond włosy spadają na ramiona, a jej całe ciało jest tak idealne, jak tylko
może. Tak bardzo ją kocham.
Nagle Jenn zaczyna biec przez tłum, w stronę wyjścia. Patrzę zdezorientowany, bo do kurwy nędzy, nadal nie wierzę, że ją zobaczyłem. Po pięciu najgorszych dniach, choćby jedno spojrzenie na nią dało mi wielkie ukojenie.
Nagle Jenn zaczyna biec przez tłum, w stronę wyjścia. Patrzę zdezorientowany, bo do kurwy nędzy, nadal nie wierzę, że ją zobaczyłem. Po pięciu najgorszych dniach, choćby jedno spojrzenie na nią dało mi wielkie ukojenie.
-Jenn stój! –
Lissa krzyczy w jej stronę, na co Jenn momentalnie staje.
-To był wasz
genialny plan?! Wiesz jak bardzo chciałam o nim zapomnieć?! Wiesz jak bardzo
mnie zranił ukrywając prawdę? A ty? Ty, planując to wszystko, zburzyłaś to co
zbudowałam przez te dni. Jak mogłaś, Liss? Jak mogłaś? –krzyczy dławiąc się
płaczem. Podchodzę krok bliżej i wycieram łzę z jej policzka. Chce go odsunąć,
ale jej na to nie pozwalam.
-Błagam.
Wysłuchaj mnie. –szepczę czując natłok łez w moich oczach. Kiwnęła głową.
Kiwnęła czy mi się zdawało? Nie, nie zdawało mi się. Harry bierze Lissę za rękę
i kierują się w stronę samochodu Harry’ego.
-O jedno cię
proszę… -zaczęła, a ja ciągle walczę ze sobą by wylać ze mnie wszystkich
płynów, jakie posiadam. –bądź szczery.
-Nie mam
zamiaru kłamać. Powiem ci wszystko po kolei, a potem zdecydujesz czy… czy… -nie
umiałem tego wymówić. „Czy naprawdę będziesz chciała ode mnie odejść?”. Czuję
łzę na policzku. Płaczę. Płaczę przy najważniejszej osobie mojego życia.
-Mów. –odwraca
wzrok i opiera się na murku. Ja wycieram łzy i wykonuję to samą czynność co
Jenn.
-Więc… Ja… ja…
Okej. Zacznę od początku. –wziąłem głęboki oddech. –W Doncaster, ja i Harry
byliśmy złymi chłopcami, którzy mają każdą dziewczynę na pstryknięcie palcami.
Chodziliśmy na imprezy, alkohol, narkotyki, papierosy, seks. Było super, póki
to nie zabrnęło za daleko. Pewnego wieczoru, jak zwykle, poszliśmy na imprezę
do Hannah. Gdy weszliśmy wszyscy już tam byli. Impreza też zaczęła się jak
zwykle- alkohol. Później zaczęliśmy grać w tą cholerną butelkę. Hannah
zakręciła. Wypadło na mnie, wybrałem wyzwanie. Powiedziała: „Idź z Roonie na 10
minut do pokoju.”. Zrobiłem to, weszliśmy do pokoju, a ona zaczęła jakąś chorą
akcję. Zaczęła się rozbierać, siadać na mnie, tańczyć. Gdy stanowczo oznajmiłem
jej, że nie mam ochoty uprawiać z nią seksu, ona wybiegła z pokoju krzycząc i
płacząc. Później pamiętam niewiele. Policja, przesłuchania. Oskarżyła mnie o
gwałt. Naprawdę to zrobiła… Nie mogłem w to uwierzyć… Najbardziej zabolało mnie
to, że to była intryga. Ona i reszta naszej zajebistej ekipy zmówiła się
przeciwko mnie. Gdy tylko ktokolwiek by mnie trafił, a ja wziąłbym wyzwanie,
padłoby to, a potem… Mieli napisany cały scenariusz… Później wszystko rozniosło
się po Doncasterze, a rodzice chcąc mnie chronić wysłali mnie tutaj… To
wszystko, to cała prawda, a teraz… Teraz możesz mi powiedzieć, jak bardzo mnie
nienawidzisz i jak bardzo pragniesz ode mnie odejść… -na końcu głos mi się
załamał. Podnosiłem dłonie aby schować w nich twarz, gdy nagle poczułem jej
usta na moich. Potrzebuje mnie tak samo
jak ja jej.
_______________________________________
No więc, tak :D Rozdział jest, oceniajcie kochani <3
Dziękujemy za 6 komentarzy pod 16 rozdziałem! Mega! ;3
No więc, tak :D Rozdział jest, oceniajcie kochani <3
Dziękujemy za 6 komentarzy pod 16 rozdziałem! Mega! ;3
Karolina ♥
Genialny rozdzial kochana zycze weny
OdpowiedzUsuńSuper :) cieszę się że już jest między nimi lepiej :D czekam na next :)
OdpowiedzUsuńo jej <3 jednak <3 *.* pogadali ze sobą i pewnie będą razem *.* czekam na next i życzę weny :*
OdpowiedzUsuń