piątek, 8 maja 2015

Rozdział 18

Patrzyłam na niego, aż w końcu nasze spojrzenia się spotkały...
Lou’s POV:
To jest szósty dzień. Szósty dzień. Szósty dzień bez niej.
Pierwszy dzień wydawał się być najgorszym koszmarem. Wyłączyłem telefon, zamknąłem się w pokoju i siedziałem. Siedziałem i chciałem być twardy, ale jak? Powiedzcie jak? Jakkolwiek próbowałem pocieszyć samego siebie, kierowało mnie to do jednej myśli „Straciłeś ją. Ona nie wróci”. Nie, nie płakałem. Byłem wściekły. Wściekły za moją przeszłość, za to co wtedy odpierdalałem. Co z tego, że nikogo nie zgwałciłem skoro ludzie mają powody żeby tak myśleć?

Drugi dzień? Ból związany z jej stratą, nie ustąpił. Miałem wrażenie, że wzrastał z sekundy na sekundę. Byłem co raz bliższy płaczu. Chciałem przytulić moją mamę i wypłakać się jej w ramię, jak wtedy  gdy miałem siedem lat i bolało mnie kolano po upadku. Tym razem chciałem poczuć jej matczyne ciepło, które zrozumie mnie bez słów. Jednak znowu postawiłem na samotną, nieprzespaną noc w moim pokoju.
Trzeci dzień był dniem, w którym myślałem najtrzeźwiej i byłem dla siebie bardzo surowy. Wtedy po raz pierwszy od tych dwóch, długich dni, otworzyłem okno i poczułem jak świeże powietrze uderza w moje ciało. Szybko jednak zamknąłem okno. Nie chciałem wychodzić na zewnątrz, nie chciałem czuć tego świata. Gdybym wyszedł z domu wszystko by powróciło. Wszystkie chwile spędzone z nią; jej radość, smutek, jej głos gdy zadzwoniła do mnie abym przyjechał, jej usta słodko układające się gdy wypowiadała „Kocham cię”. Wtedy chciałem zawalczyć, ale nie wiedziałem jak. Najlepiej było znowu spędzić noc na wpatrywaniu się w okno i myśleniu o niej.
Czwartego dnia nie wytrzymałem. Włączyłem telefon i nie patrząc na żadne wiadomości wybrałem numer do mojej mamy. Przyjechała po dwóch godzinach. Przywitałem ją mocnym uściskiem i łzami na ramieniu. Tak. To był przełom. Nie umiałem powstrzymać łez. Mama starała się mnie pocieszać, ale oboje wiedzieliśmy, że to nie pomaga. Z jej długiego monologu, który bardzo mi pomógł psychicznie, wywnioskowałem, że ona powinna oddzielić przeszłość od teraźniejszości. Ale jednak tu chodziło o coś, do czego nigdy nie doszło.
-Synku.. Ja… ja… odeszłam od taty. –powiedziała moja mama.
-Co? –zapytałem. Nie wiedziałem czy się cieszyć czy płakać. Normalne dziecko zaczęłoby płakać i wrzeszczeć, że nie chce rozstania rodziców, ale ja? No cóż, nie jestem normalny. –Wreszcie! –powiedziałem wewnętrznie się ciesząc. –Zamieszkaj ze mną, proszę.
Zgodziła się. Wreszcie nie będę sam, wreszcie odeszła od ojca. Cieszyłem się. Tak bardzo się cieszyłem.
Cały dzień mama nalegała żebym wyszedł z domu, ale stanęło na tym, że ona sama poszła nie wiadomo gdzie. I zostałem sam ze swoimi myślami.
Jenn’s POV:
Usłyszałam pukanie do drzwi. Super. Ciekawe kto chce widzieć moją piękną zapłakaną twarz, która jest przyczepiona do ciała bez duszy.
-Dzień dobry. –powiedziałam po wytarciu łez, ale chyba mi to nie wyszło bo kobieta patrzyła się na mnie smutnym wzrokiem.
-Dzień dobry. Ja… Ja… Jestem mamą Louisa. –na wzmiankę o nim, poczułam łzę, która tworzyła ścieżkę na moim policzku. Wpuściłam ją. Co miałam zrobić? Zamknąć drzwi pod nosem? Nie mogłam jej winić za syna. Na pewno starała się jak mogła aby wychować go na porządnego człowieka, a nie na gwałciciela. Chyba się już do tego przyzwyczaiłam. To wszystko było za piękne, żeby było prawdziwe. Czemu trafiam na samych idiotów? Czemu?
-Przyszłam tu w imieniu Louisa… a właściwe… Nie. Nie w jego imieniu, w swoim imieniu. Ja jako ja. Chciałam zobaczyć jak się trzymasz… -zawahała się. –Widzę, że nie tylko on cierpi.
-Louis cierpi? –to było pół pytanie, pół stwierdzenie. On nie mógł cierpieć. Nie był do tego zdolny. Co jeśli… Co jeśli miałam być jego kolejną ofiarą?
-Bardzo. Bardzo cierpi. Nie ma dla niego usprawiedliwienia. Mogę ci tylko powiedzieć, że on się zmienił. Widzę to… Dzięki tobie stał się kompletnie innym człowiekiem. Nie poznaję własnego syna. –uśmiechnęła się, a ja przygryzłam wargę. Ta kobieta jest tak miła i sympatyczna. Louis posiada prawdziwy skarb. Chciałabym mieć taką matkę... A moja? Nie zdziwiłabym się gdyby nie wiedziała ile mam lat.
Nie wytrzymałam. Łzy zaczęły lecieć z moich oczu. Wybuchłam. Bomba, która siedziała we mnie przez całe dnie w końcu wybuchła. To cierpienie przez cztery dni to były tylko małe wybuchy, które nie otrzymywały skutków. To był prawdziwy i ostateczny wybuch. Mama Louisa szybko mnie przytuliła, a ja poczułam matczyne ciepło. Pierwszy raz przez całe moje życie.
-Dziękuję. –szepnęłam dławiąc się łzami, ona tylko pokiwała głową i ścisnęła mnie jeszcze mocniej. Ta kobieta ma wielkie serce.
Lou’s POV:
A dzisiaj? Dzisiaj jest piąty dzień. Wstałem, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Normalnie powiedziałbym, że to pukanie mnie obudziło, ale jak można zostać obudzonym wcale nie śpiąc? Przez chwilę myślałem, że za drzwiami kryje się ona. Jej piękne, idealne, szczupłe ciało, które bez słów powie mi, że mnie pragnie. To wszystko było za piękne, aby było prawdziwe. Za drzwiami kryło się nieidealne, niepiękne ciało Harry’ego.
-Boże stary, wyglądasz koszmarnie. –powiedział wytrzeszczając oczy.
-Dziękuję. –warknąłem. Wiem, że to nie jego pieprzona wina, ale wolałbym go nie widzieć. Nie teraz. To przez jego pierdoloną imprezę ona poznała Hannah, która zrobiła cały ten syf, w którym teraz jestem.
-Ty ryczysz? –Harry próbował powstrzymać śmiech, a ja, fakt, poczułem jedną łzę na moim policzku. Milczałem. Wolałem milczeć niż wybuchnąć, teraz został mi tylko on prawda? –Idziemy na spacer! –zawołał radośnie. Radość w moim domu od kilku dni nie była mile widziana.
-Nie. –zaprzeczyłem jego propozycji, jednak stanęło na tym, że pierwszy raz od pięciu dni przekroczyłem granice mojego domu. Szliśmy cały czas prosto, a każdy cal chodnika przypominał mi chwile z nią.
-Nie poznaję cię stary. Nigdy nie ryczałeś za laską, błagam. –powiedział Harry widocznie zmęczony spędzaniem ze mną czasu, a raczej, spędzaniem czasu z moim ciałem.
-Widzisz, dużo się zmieniło. –odpowiedziałem ledwie słyszalnie. Ja dostrzegłem swoją zmianę. Nie nadużywam alkoholu, nie biorę narkotyków, nie imprezuję tak często, nie mam innej laski w każdy weekend. Jestem lepszym człowiekiem. Nieidealnym, ale lepszym.
-To tylko pięć dni… -Harry przewrócił oczami.
-Przeżyłbyś pięć dni bez swojego powietrza?! –krzyknąłem. Musiałem wybuchnąć, to wszystko mnie przytłoczyło. Wszyscy oczekują ode mnie nie wiadomo czego, a ja jestem człowiekiem. Mama. Tylko ona mnie rozumie. Ci wszyscy popieprzeni ludzie z Doncaster  chcą Louisa, bad boy’a, który nie ma uczuć. Oni chcą jego. –Ja nie jestem taki! Harry, zmieniłem się! Rozumiesz?! Zmieniłem się! Ty też! Nie widzisz tego? Błagam… -miałem wrażenie, że wykrzyczy mi prosto w twarz, że dramatyzuje, że jestem idiotą, a on? On podszedł i posłał mi przyjacielski uścisk.
-Wiem stary, wiem. To tylko przyzwyczajenie. – Przyzwyczajenie, że jesteśmy złymi chłopcami z Doncaster. –Idziemy na imprezę.
Nie chciałem, ale jak ze spacerem- stanęło na zdaniu Harry’ego. Ubrałem szary sweter i czarne rurki. Po co miałem się starać skoro wiedziałem, że nie mam dla kogo? Normalnie wybierałbym coś dwie godziny, ale ‘normalnie’ od teraz się zmieni.
***
Wysiadłem z auta Harry’ego i poczułem klimat imprezy. Pojechaliśmy do jednego z klubów mojego ojca. Gdy tylko przekroczyłem próg zostałem obsypany bezuczuciowymi „hej”, które ludzie mówili, bo musieli. No cóż. Ja i Harry przedzieraliśmy się przez tłum aż w końcu udało nam się dotrzeć do baru. Przejrzałem wszystkie oczy patrzące chwile w moją stronę, ale tylko jedne były tymi, za którymi tak bardzo tęskniłem. Ona tu jest. Patrzyła na mnie zdumionym wzrokiem, otworzyła usta i przełknęła ślinę. Złapała Lissę za rękaw i wskazała w moją stronę, a ta spojrzała na Harry’ego. Zmówili się. Przysiągłem sobie, że zostawię Jenn w spokoju. Nie zasługuję na nią, a teraz? Teraz to wszystko poszło w pieprzoną cholerę. Ona tu jest i patrzy w moje oczy. Wygląda tak pięknie, jak zawsze. Jej blond włosy spadają na ramiona, a jej całe ciało jest tak idealne, jak tylko może. Tak bardzo ją kocham.
Nagle Jenn zaczyna biec przez tłum, w stronę wyjścia. Patrzę zdezorientowany, bo do kurwy nędzy, nadal nie wierzę, że ją zobaczyłem. Po pięciu najgorszych dniach, choćby jedno spojrzenie na nią dało mi wielkie ukojenie.
-Jenn stój! – Lissa krzyczy w jej stronę, na co Jenn momentalnie staje.
-To był wasz genialny plan?! Wiesz jak bardzo chciałam o nim zapomnieć?! Wiesz jak bardzo mnie zranił ukrywając prawdę? A ty? Ty, planując to wszystko, zburzyłaś to co zbudowałam przez te dni. Jak mogłaś, Liss? Jak mogłaś? –krzyczy dławiąc się płaczem. Podchodzę krok bliżej i wycieram łzę z jej policzka. Chce go odsunąć, ale jej na to nie pozwalam.
-Błagam. Wysłuchaj mnie. –szepczę czując natłok łez w moich oczach. Kiwnęła głową. Kiwnęła czy mi się zdawało? Nie, nie zdawało mi się. Harry bierze Lissę za rękę i kierują się w stronę samochodu Harry’ego.
-O jedno cię proszę… -zaczęła, a ja ciągle walczę ze sobą by wylać ze mnie wszystkich płynów, jakie posiadam. –bądź szczery.
-Nie mam zamiaru kłamać. Powiem ci wszystko po kolei, a potem zdecydujesz czy… czy… -nie umiałem tego wymówić. „Czy naprawdę będziesz chciała ode mnie odejść?”. Czuję łzę na policzku. Płaczę. Płaczę przy najważniejszej osobie mojego życia.
-Mów. –odwraca wzrok i opiera się na murku. Ja wycieram łzy i wykonuję to samą czynność co Jenn.

-Więc… Ja… ja… Okej. Zacznę od początku. –wziąłem głęboki oddech. –W Doncaster, ja i Harry byliśmy złymi chłopcami, którzy mają każdą dziewczynę na pstryknięcie palcami. Chodziliśmy na imprezy, alkohol, narkotyki, papierosy, seks. Było super, póki to nie zabrnęło za daleko. Pewnego wieczoru, jak zwykle, poszliśmy na imprezę do Hannah. Gdy weszliśmy wszyscy już tam byli. Impreza też zaczęła się jak zwykle- alkohol. Później zaczęliśmy grać w tą cholerną butelkę. Hannah zakręciła. Wypadło na mnie, wybrałem wyzwanie. Powiedziała: „Idź z Roonie na 10 minut do pokoju.”. Zrobiłem to, weszliśmy do pokoju, a ona zaczęła jakąś chorą akcję. Zaczęła się rozbierać, siadać na mnie, tańczyć. Gdy stanowczo oznajmiłem jej, że nie mam ochoty uprawiać z nią seksu, ona wybiegła z pokoju krzycząc i płacząc. Później pamiętam niewiele. Policja, przesłuchania. Oskarżyła mnie o gwałt. Naprawdę to zrobiła… Nie mogłem w to uwierzyć… Najbardziej zabolało mnie to, że to była intryga. Ona i reszta naszej zajebistej ekipy zmówiła się przeciwko mnie. Gdy tylko ktokolwiek by mnie trafił, a ja wziąłbym wyzwanie, padłoby to, a potem… Mieli napisany cały scenariusz… Później wszystko rozniosło się po Doncasterze, a rodzice chcąc mnie chronić wysłali mnie tutaj… To wszystko, to cała prawda, a teraz… Teraz możesz mi powiedzieć, jak bardzo mnie nienawidzisz i jak bardzo pragniesz ode mnie odejść… -na końcu głos mi się załamał. Podnosiłem dłonie aby schować w nich twarz, gdy nagle poczułem jej usta  na moich. Potrzebuje mnie tak samo jak ja jej.

_______________________________________
No więc, tak :D Rozdział jest, oceniajcie kochani  <3
Dziękujemy za 6 komentarzy pod 16 rozdziałem! Mega! ;3 
Karolina ♥

3 komentarze:

  1. Genialny rozdzial kochana zycze weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :) cieszę się że już jest między nimi lepiej :D czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  3. o jej <3 jednak <3 *.* pogadali ze sobą i pewnie będą razem *.* czekam na next i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń