poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział 10

-Nie, nie, nie! - zaprzeczałam rzeczywistości rzucając kartką o stół. -Ona nie mogła! Podła suka! Louis już miał coś powiedzieć, ale wydusił z siebie tylko pojedynczy wydech. -Nienawidzę jej! -krzyczałam przez łzy. -NIENAWIDZĘ! -krzyknęłam tłumiąc moje słowa w torsie Louisa. -Kochanie... -zaczął, ale ja nie chciałam litości. Jeżeli ktoś odbiera mi najważniejszą osobę w moim życiu to czemu ja mam być miła? Po co mi to? Po co? -Nie. Żadne kochanie. - powiedziałam stanowczo odsuwając się od zaskoczonego Louisa. -Żadne kochanie. Nie ma miłości. Nie ma czegoś takiego. Nigdy w to nie wierzyłam i nigdy nie uwierzę. -Ale... ale co z nami? Godzinę temu chciałaś tego... -Zatrzymał się. - Chciałaś nas. -Niczego nie chciałam. - powiedziałam przełykając ślinę. Sama nie wiem czemu kłamałam mu prosto w twarz. -Czemu mnie okłamujesz? -zapytał nieco głośniejszym i oschłym głosem. Milczałam. -Czemu mnie okłamujesz? - powtórzył o wiele głośniej niż poprzednim razem. Ciągle milczałam, patrząc w jego piękne oczy. -Czemu mnie okłamujesz?! - ton jego głosu osiągnął maksimum, krzyknął. Nadal milczałam, nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Czułam się winna, za sytuację, w której się znaleźliśmy. Dałam się ponieść emocjom. Zawsze tak mam; jak jestem wkurzona robię wszystko, żeby wszyscy się o tym dowiedzieli, a później tego żałuję. Zrobiłam krok do przodu, skracając przestrzeń między nami. Już miałam go objąć, ale on się odsunął.
-Dzięki za wspaniały, godzinny związek, Jenn. - powiedział po czym poszedł do drzwi. Stałam jak wryta patrząc na ciemne pomieszczenie. Usłyszałam trzask drzwi i piski opon. Odjechał.


Po chwili wbiegłam na górę wchodząc do mojej sypialni. Łzy momentalnie zaczęły lecieć z moich oczu. Przez mokre oczy zobaczyłam moją szafkę nocną, ze zdjęciem Jacoba. Ile bym oddała, żeby być z nim tutaj, teraz. Czemu ten świat jest tak niesprawiedliwy?! Zabiera mi wszystko co kocham. Najlepiej byłoby się zabić. Zaćpać. Zapić. Zaciąć. Nie byłoby mnie, zniknęłyby wszystkie problemy... Cudnie, nie? Znowu zbiegłam na dół. Nie mogłam przebywać w jednym pokoju z Jacobem, a raczej, z jego zdjęciem. Wykonałam parę kroków, po czym znalazłam się przy lodówce. Otworzyłam ją. Dwie flaszki wódki, wino i sześć piw. Odpowiednia ilość? Mieszając z paroma tabletkami przeciwbólowymi... Wyjęłam wszystko co potrzebne, ale nie miałam tabletek; pewnie moja ukochana mamunia wzięła je, bo nie pomyślała, żeby się zaopatrzyć wcześniej. Bardzo prawdopodobne. Zaczęłam pić. Zaczęłam od wódki. Pierwsza flaszka, druga. Potem piwa...w końcu odpłynęłam. Nie przejmowałam się niczym, nawet jutrzejszą szkołą.


***

Obudziłam się oparta o szafki kuchenne. Miałam rozmazany makijaż i straszny ból głowy. Zobaczyłam wokół mnie pełno puszek po piwie i flaszki po wódce. Spojrzałam na piekarnik, wy którym zamontowany był mały podręczny zegarek. Wskazywał 10.30.

-JACOB! -wrzasnęłam, przypominając sobie, że mój brat musi wstać do szkoły. Kolejną rzeczą, którą sobie przypomniałam było to, że mama zabrała mojego brata. Potem powróciły wszystkie wspomnienia z poprzedniego wieczora. Kłótnia z Louisem. Pewnie teraz jest w szkole i podrywa kolejną... Najgorsze jest to, że chciałabym, żeby nie było kolejnej. Chcę być jego. Tylko jego. I na zawsze. Ale musiałam wszystko spieprzyć, wczoraj, wieczorem. Ze łzami w oczach poszłam się ubrać, nawet się nie starałam, zabrałam pierwsze lepsze ciuchy, już nie miałam siły na zrobienie makijażu, to wszystko mnie przytłacza.
Strój Jennifer

Lou's POV

-Nie, nie, nie! - zaprzeczała.-Ona nie mogła! Podła suka! Już miałem coś powiedzieć, ale odpuściłem. Lekko odetchnąłem patrząc na nią troskliwym wzrokiem. -Nienawidzę jej! -krzyczała przez łzy. -NIENAWIDZĘ! -krzyknęła wtulając się we mnie. -Kochanie... -zacząłem, ale ona mi przerwała. Jej usta ułożyły się tak słodko, miałem ochotę ją pocałować, przytulić i nigdy nie puścić. -Nie. Żadne kochanie. - powiedziała stanowczo odsuwając się pojedynczym krokiem. -Żadne kochanie. Nie ma miłości. Nie ma czegoś takiego. Nigdy w to nie wierzyłam i nigdy nie uwierzę. -Ale... ale co z nami? Godzinę temu chciałaś tego... -wziąłem lekki oddech, którego pewnie nie usłyszała. - Chciałaś nas. -Niczego nie chciałam. - powiedziała przełykając ślinę. -Czemu mnie okłamujesz? -wiedziałem, że kłamie, czułem to. Przybrałem głos 'twardziela' chociaż moje wnętrze płakało, byłem rozbity. Milczała. -Czemu mnie okłamujesz? - powtórzyłem o wiele głośniej niż poprzednim razem. Ciągle milczała. -Czemu mnie okłamujesz?! -nie wytrzymałem, krzyknąłem. Nadal milczała. Chwilę myślałem co mam powiedzieć. Chciałem ją przytulić, tak bardzo tego chciałem. Zrobiła krok do przodu, skracając przestrzeń między nami. Była tak blisko mnie, czułem jej oddech. Odsunąłem się. Wolałem, żeby została teraz sama. Żeby się uspokoiła. -Dzięki za wspaniały, godzinny związek, Jenn. - powiedziałem, nawet nie wyczuwając sarkazmu jakim ją obdarzyłem. Poszedłem do drzwi. Otworzyłem je i wyszedłem. Wsiadłem w auto. Odjechałem.

Miałem szczęście, że mój dom jest w pobliżu. Nie wytrzymałbym tego wszystkiego, prowadząc. Wysiadłem z auta trzaskając drzwiami. Szybko znalazłem się w środku, rozebrany do bokserek, w moim łóżku. Patrzyłem chwilę na sufit. Wziąłem mojego iPhone, którego położyłem na szafce nocnej. Wybrałem jej numer i zacząłem pisać. Jenn, gdybyś tylko przeczytała to co teraz piszę. Nigdy Ci tego nie wyślę, nigdy. I nigdy nie dowiesz się o tym co tu zawrę. Skopałem kołdrę czując nagłe gorąco przechodzące przez moje ciało.

„Oh Jenn. Jesteś moją muzą, moim powietrzem, moim słońcem, moim życiem. Jesteś dla mnie wszystkim. Nawet mamą, tak bardzo o mnie dbasz. To dla ciebie przestałem. To dla ciebie przestałem to robić.”

Spojrzałem na moje uda, pełne czerwonych kresek; niektórych zagojonych, niektórych świeżych...

„To dla Ciebie przestałem się samookaleczać. Teraz to już nie ma sensu. Nie chcesz ze mną być. Nigdy nie uwierzyłaś w miłość...Czytałem książkę... Tą którą mi poleciłaś tydzień temu, w kinie. „Gwiazd naszych wina”. Świetna książka... Może 'Oh baby, you're my life.' będzie naszym 'Zawsze'? You're my life.”

Zablokowałem mojego iPhone, po czym odłożyłem go na szafkę nocną. Zamknąłem oczy i wyobrażałem sobie ją, w łóżku, niewinną, płaczącą i samotną. Zasnąłem.

***

Obudziłem się o 11:00. Chyba odpuszczę sobie szkołę na dziś, nie mam na nic siły... Odblokowałem iPhone i zobaczyłem wczorajszego smsa do Jenn. Jednym ruchem usunąłem go zablokowując telefon i schodząc na dół.

Dom był pusty. Zostałem sam. Zupełnie jak Jenn. Oboje byliśmy sami, porzuceni i niechciani.

Jennifer's POV

Szybkim ruchem zgarnęłam mój telefon z małą nadzieją, że napisał. Louis oczywiście. Wybrałam jego numer i zaczęłam pisać smsa, którego nie wyślę. Musiałabym najpierw zgłupieć.

„Louis, skarbie... Kocham Cię. Nie stać mnie na jakieś większe wyznania. To ty jesteś moim poetą, heh.”

Uśmiechnęłam się lekko.

„Straciłam Cię, wiem. I już nigdy nie odzyskam. Mam nadzieję, że zostaniesz muzykiem... Jesteś w tym niezły, wiesz? Jasne, że wiesz. Tylko nigdy się nie przyznasz. Zastanawiam się co teraz robisz... Pewnie siedzisz w sali biologicznej i rozcinasz żabę. Pani Flow mówiła, że właśnie to będziemy robić w poniedziałek... Kocham Cię, nie będzie lepszego. You're my life.”

Zapisałam wiadomość w „Kopiach roboczych”. Już chciałam wstać i zacząć się szykować, ale doszłam do wniosku, że i tak nie mam dla kogo. Kto mnie dzisiaj odwiedzi? Nikt. Jacob wyjechał, Louis mnie nienawidzi, Harry nie jest moim przyjacielem, więc podziękuję wizyty, Liss pewnie spędzi dzień obściskując się z Harry'm. Są tacy szczęśliwi.

Zupełnie jak ty i Louis do wczoraj wieczora.

Droczyłam się z moimi myślami, ciągle opierając się o szafkę kuchenną, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Najpierw ucieszyłam się myśląc, że to Louis, ale zobaczyłam „Numer prywatny”. Odebrałam.

-Halo? -Oh baby. - usłyszałam ten znajomy głos, którego się przerażałam. -Czego chcesz? - powiedziałam przełykając ślinę. -Oh ciebie. - powiedział z szyderczym śmiechem. -Przestań proszę. -Prosić to ty będziesz dzisiaj w nocy, żebym wyjął swojego kutasa z ciebie. -Ohydny jesteś. - rozłączyłam się. Bałam się go.

Wybuchnęłam płaczem. Szlochałam prawie cały dzień, zmieniając jedynie miejsce płaczu. Z mojego łóżka, na łóżko Jacoba, po kanapę w salonie. Wieczorem upewniłam się, że zamknęłam drzwi wejściowe, wszystkie okna, ogółem: wszystko przez co ten idiota mógłby wejść do mojego domu.

***

Było koło 22 kiedy usłyszałam walenie w okna. Ktoś rzucał kamieniami.

Zajebiście.

Podeszłam do okna i zobaczyłam Lucasa.

Zajebiście x2

On zaraz wybije okno. Boże, co mam robić? Wzięłam mój telefon z blatu kuchennego i zaczęłam przemierzać moje kontakty. Wybrałam numer Harry'ego. Usłyszałam kilka sygnałów po czym zrozumiałam, że są marne szanse na jego odebranie. Nie pomyślałam nawet, żeby wybrać Lissy bo co ona by mi zrobiła? Przyszła tu, żeby zgwałcił nas obie? Zatrzymałam się na Louisie. To jest moja jedyna deska ratunku. Gdy już miałam nacisnąć jego imię usłyszałam rozbijające się szkło. Lucas rozbił szybę. Przycisnęłam imię Louisa. No dalej, odbieraj. Po kilku sygnałach usłyszałam jego ochrypnięty głos.

-Jenn? - zapytał zdziwiony. -Louis, błagam, przyjedź do mnie. Lucas tu jest, wybił szybę. Boję się. Błagam. - mówiłam powstrzymując łzy. -Zaraz będę. - usłyszałam po kilku sekundach milczenia.

Zaraz będę. Zaraz będę. Zaraz będę.

Te słowa dudniły we mnie i ocieplały moją duszę. Dopiero teraz wszystko zrozumiałam. Kocham Go. Kocham tego pieprzonego idiotę.

_____________________________________________________________________________
Hej Misie :D Jak się podoba? Kolejny raz to ja dodaję rozdział, ponieważ tymczasowo Zoe nie ma dostępu do swojego konta :( Piszcie w komentarzach, jak Wam się podoba :D

2 komentarze: