piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział 14

- Dobra dzieciaki. Louis wracaj z powrotem z Jennifer do domu. Sami polecimy. - powiedziała jego mama, a ojciec zgromił ją wzrokiem.
Po tych słowach, moja twarz rozpromieniła się i zalała łzami, łzami szczęścia.  Usta Louisa ułożyły się w ten uroczy uśmiech, który chciałabym widzieć przez resztę mojego pieprzonego życia. W tej chwili mogę nazwać się najszczęśliwszą osobą na świecie. Nawet nie zauważam kiedy ramię Louisa oplata moją talię i podnosi do góry zakręcając w powietrzu. Kocham go. Kocham tego pieprzonego gnoja.
                                                                                                 ***
-Ko… -zaczynam gdy przekraczam próg domu Louisa, ale zostaję przyparta do ściany. Jedna ręka Louisa opiera się o ścianę tuż obok mojej głowy, a drugą dotyka mojego biodra.  Łączy nasze usta i rusza nimi nerwowo, nie nadążam za ruchami jego języka wokół mojego.
-Kocham Cię. –mówi prosto w moje usta, a ja mam ochotę się rozpłynąć. Czuję się jak księżniczka, z księciem u boku. – To co na obiad? –oddala się ode mnie,  lecz jego ręka nadal spoczywa na moim biodrze.
-A kto powiedział, że tu zostajemy? –krzyżuję ręce na klatce piersiowej i uśmiecham się zadowolona z siebie.
-A no tak! Musisz jechać do domu przygotować się na dzisiejszą randkę. –mówi uśmiechając się od ucha do ucha. –Ale najpierw zrób nam obiad. –daje mi buziaka w policzek, kompletnie mnie tym rozczulając. On wie jak na mnie działa.
-Jaka randka? –pytam starając się powstrzymać uśmiech. Czy ja i Louis byliśmy na prawdziwej randce? Nie. Czy cieszę się, że idziemy na randkę? Tak.
-Niespodzianka. –pochyla się nade mną i posyła mi delikatny pocałunek w usta.
***
Odkąd Louis odwiózł mnie do domu przygotowuję się na naszą randkę. Maluję się, po chwili stwierdzam, że to nie moje kolory.
-Nie rozumiem czemu tak się tym przejmujesz. –słyszę słowa Jacoba, po raz setny tego popołudnia.
-Ugh… Louis przyjedzie lada chwila, a ja nie wiem co na siebie włożę. –narzekam, biorąc do ręki tusz od rzęs.
-On pewnie siedzi w kuchni, obżera się pizzą i ubierze się pięć minut przed wyjściem. –mówi Jacob, a ja głośno przełykam ślinę. Pewnie tak jest, a ja głupia, staram się jak mogę. –Tak robi większość mężczyzn, a chyba Louis nie należy do większości, hm? – kończy, widząc mój smutny wyraz twa
rzy. Od razu przypomina mi się widok Louisa i Jacoba grających w piłkę na działce… piękny widok… a potem mnie przytulili, byli cali spoceni, heh.
-On jest wyjątkowy. –wyrywam się z moich myśli i powracam do malowania rzęs.


Louis’s POV:
Wsiadam do samochodu i uruchamiam silnik. Strasznie boję się, czy wszystko wypali… Chcę żeby czuła się inaczej, wyjątkowo… żeby było idealnie… Już wyobrażam sobie jej uśmiech, słodki, uroczy i prawdziwy, jej podekscytowany wyraz twarzy, gdy zobaczy co dla niej przygotowałem. Swoimi ustami wypowie ciche „Dziękuję.” i wtuli się w moje ramiona, a ja będę napawał się każdą chwilą jaką mogę z nią spędzić… Kocham ją. Tak bardzo ją kocham. Kilka miesięcy temu, gdyby ktoś opowiedział mi, że pokocham kogoś mocniej niż można to sobie wyobrazić, wyśmiałbym go. Wyrywam się z moich myśli, gdy staje przed domem Jenn. Biorę głęboki oddech i wysiadam z samochodu.
***
-Jackie, siema stary! –mówię, gdy chłopak otwiera mi drzwi. –Gdzie twoja śliczna siostra, hm?
-Na górze. –przewraca oczami i prowadzi mnie do salonu. Oboje padamy na kanapę, lecz ja szybko prostuję się, aby nie pognieść garnituru. –Nawet nie wiesz, coś ty zrobił, zapraszając ją na tą randkę. –wzdycha, a ja mam ochotę się roześmiać. Ten chłopak jest niezwykle mądry jak na swój wiek.
-Nie rozumiem. –marszczę czoło i wysyłam mu pytające spojrzenie, ale cóż, chyba domyślam się o co mu chodziło.
-Odkąd nas przywiozłeś, lata po domu jak poparzona. Malowała się chyba z pięćset razy! –łapie się za głowę, a ja zaczynam się śmiać. Po chwili słyszę stukot szpilek- Jenn. Odwracam się i widzę… 


Boże… Jaka ona piękna. Czarna sukienka idealnie dopasowuje się do jej sylwetki, dzięki szpilkom jest kilka milimetrów niższa niż ja. Możliwe, że w czasie nieustannego gapienia się na nią i podziwiania jej pięknego ciała, wykonałem pare kroków, bo stoję tuż przed nią.
-Bardzo źle? –słowa wypływają z jej ust, tak szybko jak tylko może.
-Co? Nie! Jest genialnie. –mówię, chyba nie do końca wyrażając to co czuję. Podchodzę bliżej, a moje usta dotykają jej policzka, po czym splatam nasze dłonie i kieruję do wyjścia, wysyłając Jacobowi ciche „Baw się dobrze!”. Jej dłoń tak idealnie pasuje do mojej, że to wprost niemożliwe.


Jennifer’s POV:
Po czułym geście Louisa, jakim był buziak w policzek, rozluźniłam się. Jego dotyk, jego ciało, jego słowa, on, dają mojemu ciału coś czego nigdy nie przeżyłam.
Gdy dochodzimy do jego auta, jestem zaskoczona, gdy Louis puszcza moją dłoń, by otworzyć drzwi od strony pasażera, wow. Naprawdę się stara, a ja staram się, ale ukryć uśmiech, który zawidniał na mojej twarzy odkąd go zobaczyłam. Jego oczy nie odrywały się ode mnie. Ciągle się patrzył i z lekkim uśmiechem szedł, chyba nieświadomy swoich ruchów.
-Tak więc, gdzie jedziemy?- pytam, gdy Louis uruchamia silnik i rusza do przodu.
-Zobaczysz, ko… -mówi, rumieniąc się. Czy on chciał mnie nazwać „KOCHANIE”? Louis chciał mnie nazwać  pieprzonym słowem „kochanie”. Boże. Nie wiem co na mnie tak działa. Może ten nieśmiały chłopak w garniturze, który nie chce niczego spieprzyć?
-To jakieś nowe przezwisko? - próbuje powstrzymać uśmiech.
-Co? Uhm… taa. –mówi chcąc szybko zmienić temat, a ja, będę taka miła, pozwalam mu na to. –Wyglądasz naprawdę oszałamiająco. Nie umiem tego wyrazić w słowach, przepraszam. –on jest taki kochany, stara się jak może, żeby wszystko wyszło na dobre… Kocham Go.
Po piętnastu minutach drogi, dojeżdżamy do drogiej restauracji, to musi kosztować fortunę. Boże.
-Louis, tu musi być bardzo drogo. –mówię lekko wzdychając.
-Nie przejmuj się pieniędzmi. Dla ciebie mógłbym wydać całą fortunę świata. –mówi, a mi robi się cieplej na sercu. Louis splata nasze dłonie, a mi coraz bardziej podoba się, nasze zachowywanie jak para, bo przecież oficjalnie nią nie jesteśmy.
-Tomlinson. –oznajmia Louis, po czym młody mężczyzna prowadzi nas do stolika dla dwojga. Siadamy przy stoliku umieszczonym obok okien, z których można dojrzeć pięknie oświetlone ulice Londynu. Restauracja nie jest zatłoczona, więc można czuć się w miarę swobodnie, pomijając ten wystrój. Tu jest pięknie; cała restauracja jest oświetlona, dominuje złoto i biel. Jestem pod dużym wrażeniem, Louis musiał długo wybierać to miejsce. Wie co lubię, bo jest świetnie i nic tego nie popsuje.
-Dziękuję. –mówię trochę do kelnera, który podaje Menu, ale bardziej do Louisa. Przeglądam kartę dań, Louis jest niezwykle sprytny. Załatwił dla mnie kartę bez cen dań, tak abym nie przejmowała się pieniędzmi. Przeglądając Menu, próbuję ukryć uśmiech. Chyba mi to nie wychodzi bo widzę Louisa, który  patrzy na mnie uśmiechając się szerzej niż zwykle. Kończę zamawiając świeże owoce lasu z ziołami. Louis zamawia ziemniaki z płatkami róży i gęstym żółtkiem, oraz prosi kelnera o wino dla nas dwojga. Kładę rękę na blacie stołu, a Louis ociepla ją swoją dłonią.
-Kocham cię. –mówię patrząc mu prosto w oczy.
-Kocham cię. –odpowiada i uśmiecha się tym swoim pieprzonym uśmiechem, który kocham. Przerywam kontakt wzrokowy, wyglądając przez okno. Nie dostrzegam nikogo oprócz jednej, ciemniej postaci rozglądającej się dookoła. Stoi tyłem do nas, ale nagle gwałtownie się odwraca i wtedy go dostrzegam.
-Och. –mówię i zabieram dłoń spod dłoni Louisa, zakrywając nią usta.
-Co się stało? –mówi Louis, a ja w jego oczach widzę „Co znowu zrobiłem nie tak?”
-On tu jest. –głośno przełykam ślinę.
-Kto? –Louis marszczy brwi.
-Lucas. –gdy wypowiadam to imię, w moim gardle powstaje wielka gula. Louis dotyka mojej dłoni, a ja natychmiast się uspokajam. On tu jest i mi pomoże. Nie mam się czego obawiać.  Louis rozgląda się dookoła.
-Zaczekaj tu, proszę. –mówi błagalnym tonem, a ja kiwam głową, znowu przełykając ślinę.
Widzę jak Louis wstaje i kieruje się do wyjścia. Później jest już tylko gorzej.


Louis’s POV:
Jeżeli ten chuj zepsuje tą randkę to obiecuje, że go zabiję i to najgorszą śmiercią. Idę pewnym siebie krokiem, kierując się w stronę postaci. Ten koleś wkurwił mnie bardziej niż powinien.
-Proszę, proszę, kogo my tu mamy… -bełkocze Lucas, gdy do niego docieram. Jest pijany.
-Zostaw nas w spokoju! Nie możesz się pogodzić  z tym, że ona cię nie kocha? Jeśli tak to jesteś żałosny. Najlepiej idź się zachlej na śmierć. - wrzeszczę, a gdy kończę swoją wypowiedź odwracam się i chcę kierować się do wejścia, gdy zostaję powalony na ziemię. Odwracam się na plecy i widzę Lucasa siedzącego na mnie okrakiem. Szykuje pięści aby mnie uderzyć i nim się orientuję jeden cios ląduje prosto w moją szczękę. Łapię go za bluzę i przerzucam tak, że ja nad nim góruję. Nakładam go pięściami, a gdy chcę zadać ostateczny cios, powstrzymuje się.
-No co? Nie chcesz mnie uderzyć? Pff… mięczak z ciebie. –mówi śmiejąc się. –Co ona w tobie widzi? Co masz ty czego nie mam ja? Pieniądze? Ona leci na kasę, stary. Nie warto sobie marnować z nią życia.
-Co ma on a czego nie masz ty? –słyszę głos Jenn. Podnoszę głowę i napotykam jej spojrzenie. Gdy widzi lejącą się krew z mojej wargi od razu wydaje z siebie swoje słynne ‘Och.’, lecz ja posyłam jej uśmiech, który ma mówić sam za siebie. Schodzę z Lucasa, ale nie pomagam mu wstać, jeszcze zrobiłby coś Jenn. –No cóż, zastanówmy się. On jest uprzejmy, troskliwy, umie o siebie zadbać i przede wszystkim, nigdy nie posądziłby mnie o to, że 'lecę na jego pieniądze',a ty? Po co mam cię oczerniać, wyjdziesz na jeszcze większego idiotę niż Louis cię ma. –jest tak pewna siebie, a ja mam wrażenie, że chodzi o moją obecność. Nigdy nie pozwolę by stała się jej jakakolwiek krzywda. Chłopaka chyba zatkało, bo szybko zebrał się z ziemi i lekko się staczając odbiegł od nas.
-Przepraszam. –mówię to co czuję. Przepraszam ją, że zostawiłam samą w restauracji. Przepraszam ją, że wdałem się w bójkę. Przepraszam ją, że wyglądam jak wyglądam. Przepraszam ją, że ta randka to kompletny niewypał. Gdy już myślę, że jej słodki głos odpowie „Nie masz za co.”, ona łączy nasze usta. Jest to tak delikatny, ale pełen charakteru pocałunek. Sposób w jaki poruszają się jej usta, dłoń, którą trzyma na moim policzku, moje ramiona oplatające jej talię i ulice Londynu; ciche, spokojne, mam wrażenie, że czas stanął w miejscu, ale gdy Jenn przerywa pocałunek uświadamiam sobie, że jednak życie trwa dalej. Jednak ja jej nie puszczam, czuję, że jej twarz wtula się w mój tors, a gdy widzę gęsią skórkę na jej ramionach, szybko zdejmuję marynarkę i zakładam na nią, po czym wracam do przytulenia. Przysięgam, że jeżeli jest coś lepszego niż ta chwila, to już nigdy jej nie puszczę, by nie zaznać czegoś lepszego, bo to kurwy nędzy nasze ciała są idealnie dopasowane.
-Uhm… Jenn? –mówię całując jej czoło.
-Tak? –odchyla głowę tak by na mnie spojrzeć.
-Bo ja… Ja… Nie wiem jak to powiedzieć… -zamykam oczy, aby ukryć moje zażenowanie. Nie umiem powiedzieć, że ją bardzo kocham i moim największym marzeniem w tej chwili jest aby została moją dziewczyną?
-Po prostu powiedz. –słowa wypływają z niej jak śpiew z małego ptaszka.
-Ja… ja… Jestem pieprzonym idiotą, bo nie umiem dobrać słów, tak aby powiedzieć ci, że zakochałem się w tobie do szaleństwa i powinienem wylądować przez to w psychiatryku, chociaż zdaję mi się, że nawet tam nic mi nie pomoże. –zatrzymuję się by spojrzeć w jej piękne, głębokie oczy, w których pomimo tego całego syfu, mogę dostrzec radość. –I…i…i kocham cię tak bardzo… Nie umiem tego wyrazić w słowach…. Ugh… widzisz, wariuję przy tobie. To jest to co ze mną robisz. Tracę mowę, rozum i wszystko co mi dane, bo jesteś ty, najważniejsza w moim życiu. Czy… czy dałabyś mi ten zaszczyt… nie, nie, nie. To brzmi okropnie, czekaj. Czy zechciałabyś… -Boże. Poziom mojego wstydu osiągnął już maksimum. Patrzę w jej oczy, które są zaszklone. Czy ona… Czy ona płacze? Boże, co ja narobiłem. Odchylam głowę do tyłu, zamykam oczy by poukładać wszystkie słowa, które plączą się w moim mózgu. –Dobra, prosto z mostu. Jenn, czy zostaniesz moją dziewczyną? –wstrzymuję oddech, gdy patrzę na łzę, która wyznacza ścieżkę na jej poliku. Wycieram ją dłonią i lekko się uśmiecham dodając jej otuchy. Jeżeli odpowie, że to nie ten czas, zrozumiem i będę walczył dalej. Nie poprzestanę na jednym, uhm… drugim, razie. Za bardzo ją kocham, żeby tak łatwo zrezygnować.

-Tak. –mówi po dłuższym milczeniu po czym  łączy nasze usta. Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie.
________________________________________
WOW.
~spóźnienie mega. 
~rozdział, no cóż, ja nie ocenię
~2 w nocy, jestem wykończona, ale robiłam to dla was! ♥
Może zauważyliście pewną zmianę, ale powiem wam! :D
MAM NOWE KONTO, już nie Zoe, a Karolina # JUPII
MAMY NOWY SZABLON NA BLOGU, komu się podoba? No komu?! :D

MIŁEGO CZYTANIA, PISZCIE CZY WAM SIĘ PODOBAŁ, no i tak. 

~Zoe, Karolina, czy kto tam jeszcze :D 

2 komentarze:

  1. Hejka! Zostałaś nominowana do Libester Blog Awards :)
    Więcej dowiesz się na: http://harrystyles-youarechanged.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Boże, dziękujemy! ♥ to już 3 (?) nominacja ♥ kurde, świetnie ♥

      Usuń