Po tych słowach, moja twarz rozpromieniła się i zalała
łzami, łzami szczęścia. Usta Louisa
ułożyły się w ten uroczy uśmiech, który chciałabym widzieć przez resztę mojego
pieprzonego życia. W tej chwili mogę nazwać się najszczęśliwszą osobą na
świecie. Nawet nie zauważam kiedy ramię Louisa oplata moją talię i podnosi do
góry zakręcając w powietrzu. Kocham go. Kocham tego pieprzonego gnoja.
***
-Ko… -zaczynam gdy przekraczam próg domu Louisa, ale zostaję
przyparta do ściany. Jedna ręka Louisa opiera się o ścianę tuż obok mojej
głowy, a drugą dotyka mojego biodra. Łączy nasze usta i rusza nimi nerwowo, nie
nadążam za ruchami jego języka wokół mojego.
-Kocham Cię. –mówi prosto w moje usta, a ja mam ochotę się
rozpłynąć. Czuję się jak księżniczka, z księciem u boku. – To co na obiad? –oddala
się ode mnie, lecz jego ręka nadal
spoczywa na moim biodrze.
-A kto powiedział, że tu zostajemy? –krzyżuję ręce na klatce
piersiowej i uśmiecham się zadowolona z siebie.
-A no tak! Musisz jechać do domu przygotować się na
dzisiejszą randkę. –mówi uśmiechając się od ucha do ucha. –Ale najpierw zrób
nam obiad. –daje mi buziaka w policzek, kompletnie mnie tym rozczulając. On wie
jak na mnie działa.
-Jaka randka? –pytam starając się powstrzymać uśmiech. Czy
ja i Louis byliśmy na prawdziwej randce? Nie. Czy cieszę się, że idziemy na randkę?
Tak.
-Niespodzianka. –pochyla się nade mną i posyła mi delikatny
pocałunek w usta.
***
Odkąd Louis odwiózł mnie do domu przygotowuję się na naszą
randkę. Maluję się, po chwili stwierdzam, że to nie moje kolory.
-Nie rozumiem czemu tak się tym przejmujesz. –słyszę słowa
Jacoba, po raz setny tego popołudnia.
-Ugh… Louis przyjedzie lada chwila, a ja nie wiem co na
siebie włożę. –narzekam, biorąc do ręki tusz od rzęs.
-On pewnie siedzi w kuchni, obżera się pizzą i ubierze się
pięć minut przed wyjściem. –mówi Jacob, a ja głośno przełykam ślinę. Pewnie tak
jest, a ja głupia, staram się jak mogę. –Tak robi większość mężczyzn, a chyba
Louis nie należy do większości, hm? – kończy, widząc mój smutny wyraz twa
rzy.
Od razu przypomina mi się widok Louisa i Jacoba grających w piłkę na działce…
piękny widok… a potem mnie przytulili, byli cali spoceni, heh.
-On jest wyjątkowy. –wyrywam się z moich myśli i powracam do
malowania rzęs.
Louis’s POV:
Wsiadam do samochodu i uruchamiam silnik. Strasznie boję
się, czy wszystko wypali… Chcę żeby czuła się inaczej, wyjątkowo… żeby było
idealnie… Już wyobrażam sobie jej uśmiech, słodki, uroczy i prawdziwy, jej
podekscytowany wyraz twarzy, gdy zobaczy co dla niej przygotowałem. Swoimi
ustami wypowie ciche „Dziękuję.” i wtuli się w moje ramiona, a ja będę napawał
się każdą chwilą jaką mogę z nią spędzić… Kocham ją. Tak bardzo ją kocham.
Kilka miesięcy temu, gdyby ktoś opowiedział mi, że pokocham kogoś mocniej niż
można to sobie wyobrazić, wyśmiałbym go. Wyrywam się z moich myśli, gdy staje
przed domem Jenn. Biorę głęboki oddech i wysiadam z samochodu.
***
-Jackie, siema stary! –mówię, gdy
chłopak otwiera mi drzwi. –Gdzie twoja śliczna siostra, hm?
-Na górze. –przewraca oczami i
prowadzi mnie do salonu. Oboje padamy na kanapę, lecz ja szybko prostuję się,
aby nie pognieść garnituru. –Nawet nie wiesz, coś ty zrobił, zapraszając ją na
tą randkę. –wzdycha, a ja mam ochotę się roześmiać. Ten chłopak jest niezwykle
mądry jak na swój wiek.
-Nie rozumiem. –marszczę czoło i
wysyłam mu pytające spojrzenie, ale cóż, chyba domyślam się o co mu chodziło.
-Odkąd nas przywiozłeś, lata po
domu jak poparzona. Malowała się chyba z pięćset razy! –łapie się za głowę, a
ja zaczynam się śmiać. Po chwili słyszę stukot szpilek- Jenn. Odwracam się i
widzę…
Boże… Jaka ona piękna. Czarna sukienka idealnie dopasowuje się do jej
sylwetki, dzięki szpilkom jest kilka milimetrów niższa niż ja. Możliwe, że w
czasie nieustannego gapienia się na nią i podziwiania jej pięknego ciała,
wykonałem pare kroków, bo stoję tuż przed nią.
-Bardzo źle? –słowa wypływają z
jej ust, tak szybko jak tylko może.
-Co? Nie! Jest genialnie. –mówię,
chyba nie do końca wyrażając to co czuję. Podchodzę bliżej, a moje usta
dotykają jej policzka, po czym splatam nasze dłonie i kieruję do wyjścia,
wysyłając Jacobowi ciche „Baw się dobrze!”. Jej dłoń tak idealnie pasuje do
mojej, że to wprost niemożliwe.
Jennifer’s POV:
Po czułym geście Louisa, jakim
był buziak w policzek, rozluźniłam się. Jego dotyk, jego ciało, jego słowa, on,
dają mojemu ciału coś czego nigdy nie przeżyłam.
Gdy dochodzimy do jego auta,
jestem zaskoczona, gdy Louis puszcza moją dłoń, by otworzyć drzwi od strony
pasażera, wow. Naprawdę się stara, a ja staram się, ale ukryć uśmiech, który
zawidniał na mojej twarzy odkąd go zobaczyłam. Jego oczy nie odrywały się ode
mnie. Ciągle się patrzył i z lekkim uśmiechem szedł, chyba nieświadomy swoich
ruchów.
-Tak więc, gdzie jedziemy?- pytam,
gdy Louis uruchamia silnik i rusza do przodu.
-Zobaczysz, ko… -mówi, rumieniąc
się. Czy on chciał mnie nazwać „KOCHANIE”? Louis chciał mnie nazwać pieprzonym słowem „kochanie”. Boże. Nie wiem
co na mnie tak działa. Może ten nieśmiały
chłopak w garniturze, który nie chce niczego spieprzyć?
-To jakieś nowe przezwisko? -
próbuje powstrzymać uśmiech.
-Co? Uhm… taa. –mówi chcąc szybko
zmienić temat, a ja, będę taka miła, pozwalam mu na to. –Wyglądasz naprawdę oszałamiająco.
Nie umiem tego wyrazić w słowach, przepraszam. –on jest taki kochany, stara się
jak może, żeby wszystko wyszło na dobre… Kocham Go.
Po piętnastu minutach drogi,
dojeżdżamy do drogiej restauracji, to musi kosztować fortunę. Boże.
-Louis, tu musi być bardzo drogo.
–mówię lekko wzdychając.
-Nie przejmuj się pieniędzmi. Dla
ciebie mógłbym wydać całą fortunę świata. –mówi, a mi robi się cieplej na sercu.
Louis splata nasze dłonie, a mi coraz bardziej podoba się, nasze zachowywanie
jak para, bo przecież oficjalnie nią nie
jesteśmy.
-Tomlinson. –oznajmia Louis, po
czym młody mężczyzna prowadzi nas do stolika dla dwojga. Siadamy przy stoliku
umieszczonym obok okien, z których można dojrzeć pięknie oświetlone ulice
Londynu. Restauracja nie jest zatłoczona, więc można czuć się w miarę swobodnie,
pomijając ten wystrój. Tu jest pięknie; cała restauracja jest oświetlona,
dominuje złoto i biel. Jestem pod dużym wrażeniem, Louis musiał długo wybierać
to miejsce. Wie co lubię, bo jest świetnie i nic tego nie popsuje.
-Dziękuję. –mówię trochę do
kelnera, który podaje Menu, ale bardziej do Louisa. Przeglądam kartę dań, Louis
jest niezwykle sprytny. Załatwił dla mnie kartę bez cen dań, tak abym nie
przejmowała się pieniędzmi. Przeglądając Menu, próbuję ukryć uśmiech. Chyba mi
to nie wychodzi bo widzę Louisa, który
patrzy na mnie uśmiechając się szerzej niż zwykle. Kończę zamawiając
świeże owoce lasu z ziołami. Louis zamawia ziemniaki z płatkami róży i gęstym
żółtkiem, oraz prosi kelnera o wino dla nas dwojga. Kładę rękę na blacie stołu,
a Louis ociepla ją swoją dłonią.
-Kocham cię. –mówię patrząc mu
prosto w oczy.
-Kocham cię. –odpowiada i
uśmiecha się tym swoim pieprzonym uśmiechem, który kocham. Przerywam kontakt
wzrokowy, wyglądając przez okno. Nie dostrzegam nikogo oprócz jednej, ciemniej
postaci rozglądającej się dookoła. Stoi tyłem do nas, ale nagle gwałtownie się
odwraca i wtedy go dostrzegam.
-Och. –mówię i zabieram dłoń spod
dłoni Louisa, zakrywając nią usta.
-Co się stało? –mówi Louis, a ja
w jego oczach widzę „Co znowu zrobiłem nie tak?”
-On tu jest. –głośno przełykam
ślinę.
-Kto? –Louis marszczy brwi.
-Lucas. –gdy wypowiadam to imię,
w moim gardle powstaje wielka gula. Louis dotyka mojej dłoni, a ja natychmiast
się uspokajam. On tu jest i mi pomoże. Nie mam się czego obawiać. Louis rozgląda się dookoła.
-Zaczekaj tu, proszę. –mówi
błagalnym tonem, a ja kiwam głową, znowu przełykając ślinę.
Widzę jak Louis wstaje i kieruje
się do wyjścia. Później jest już tylko gorzej.
Louis’s POV:
Jeżeli ten chuj zepsuje tą randkę
to obiecuje, że go zabiję i to najgorszą śmiercią. Idę pewnym siebie krokiem,
kierując się w stronę postaci. Ten koleś wkurwił mnie bardziej niż powinien.
-Proszę, proszę, kogo my tu mamy…
-bełkocze Lucas, gdy do niego docieram. Jest pijany.
-Zostaw nas w spokoju! Nie możesz
się pogodzić z tym, że ona cię nie
kocha? Jeśli tak to jesteś żałosny. Najlepiej idź się zachlej na śmierć. -
wrzeszczę, a gdy kończę swoją wypowiedź odwracam się i chcę kierować się do
wejścia, gdy zostaję powalony na ziemię. Odwracam się na plecy i widzę Lucasa
siedzącego na mnie okrakiem. Szykuje pięści aby mnie uderzyć i nim się
orientuję jeden cios ląduje prosto w moją szczękę. Łapię go za bluzę i
przerzucam tak, że ja nad nim góruję. Nakładam go pięściami, a gdy chcę zadać
ostateczny cios, powstrzymuje się.
-No co? Nie chcesz mnie uderzyć?
Pff… mięczak z ciebie. –mówi śmiejąc się. –Co ona w tobie widzi? Co masz ty
czego nie mam ja? Pieniądze? Ona leci na kasę, stary. Nie warto sobie marnować
z nią życia.
-Co ma on a czego nie masz ty? –słyszę
głos Jenn. Podnoszę głowę i napotykam jej spojrzenie. Gdy widzi lejącą się krew
z mojej wargi od razu wydaje z siebie swoje słynne ‘Och.’, lecz ja posyłam jej
uśmiech, który ma mówić sam za siebie. Schodzę z Lucasa, ale nie pomagam mu
wstać, jeszcze zrobiłby coś Jenn. –No cóż, zastanówmy się. On jest uprzejmy,
troskliwy, umie o siebie zadbać i przede wszystkim, nigdy nie posądziłby mnie o to, że 'lecę na jego pieniądze',a ty? Po co mam cię oczerniać, wyjdziesz na
jeszcze większego idiotę niż Louis cię ma. –jest tak pewna siebie, a ja mam
wrażenie, że chodzi o moją obecność. Nigdy nie pozwolę by stała się jej
jakakolwiek krzywda. Chłopaka chyba zatkało, bo szybko zebrał się z ziemi i
lekko się staczając odbiegł od nas.
-Przepraszam. –mówię to co czuję.
Przepraszam ją, że zostawiłam samą w restauracji. Przepraszam ją, że wdałem się
w bójkę. Przepraszam ją, że wyglądam jak wyglądam. Przepraszam ją, że ta randka
to kompletny niewypał. Gdy już myślę, że jej słodki głos odpowie „Nie masz za
co.”, ona łączy nasze usta. Jest to tak delikatny, ale pełen charakteru
pocałunek. Sposób w jaki poruszają się jej usta, dłoń, którą trzyma na moim
policzku, moje ramiona oplatające jej talię i ulice Londynu; ciche, spokojne,
mam wrażenie, że czas stanął w miejscu, ale gdy Jenn przerywa pocałunek
uświadamiam sobie, że jednak życie trwa dalej. Jednak ja jej nie puszczam,
czuję, że jej twarz wtula się w mój tors, a gdy widzę gęsią skórkę na jej
ramionach, szybko zdejmuję marynarkę i zakładam na nią, po czym wracam do
przytulenia. Przysięgam, że jeżeli jest coś lepszego niż ta chwila, to już
nigdy jej nie puszczę, by nie zaznać czegoś lepszego, bo to kurwy nędzy nasze ciała są idealnie dopasowane.
-Uhm… Jenn? –mówię całując jej
czoło.
-Tak? –odchyla głowę tak by na
mnie spojrzeć.
-Bo ja… Ja… Nie wiem jak to
powiedzieć… -zamykam oczy, aby ukryć moje zażenowanie. Nie umiem powiedzieć, że
ją bardzo kocham i moim największym marzeniem w tej chwili jest aby została
moją dziewczyną?
-Po prostu powiedz. –słowa wypływają
z niej jak śpiew z małego ptaszka.
-Ja… ja… Jestem pieprzonym
idiotą, bo nie umiem dobrać słów, tak aby powiedzieć ci, że zakochałem się w
tobie do szaleństwa i powinienem wylądować przez to w psychiatryku, chociaż
zdaję mi się, że nawet tam nic mi nie pomoże. –zatrzymuję się by spojrzeć w jej
piękne, głębokie oczy, w których pomimo tego całego syfu, mogę dostrzec radość.
–I…i…i kocham cię tak bardzo… Nie umiem tego wyrazić w słowach…. Ugh… widzisz,
wariuję przy tobie. To jest to co ze mną robisz. Tracę mowę, rozum i wszystko
co mi dane, bo jesteś ty, najważniejsza w moim życiu. Czy… czy dałabyś mi ten
zaszczyt… nie, nie, nie. To brzmi okropnie, czekaj. Czy zechciałabyś… -Boże. Poziom
mojego wstydu osiągnął już maksimum. Patrzę w jej oczy, które są zaszklone. Czy
ona… Czy ona płacze? Boże, co ja narobiłem. Odchylam głowę do tyłu, zamykam
oczy by poukładać wszystkie słowa, które plączą się w moim mózgu. –Dobra,
prosto z mostu. Jenn, czy zostaniesz moją dziewczyną? –wstrzymuję oddech, gdy
patrzę na łzę, która wyznacza ścieżkę na jej poliku. Wycieram ją dłonią i lekko
się uśmiecham dodając jej otuchy. Jeżeli odpowie, że to nie ten czas, zrozumiem
i będę walczył dalej. Nie poprzestanę na jednym, uhm… drugim, razie. Za bardzo
ją kocham, żeby tak łatwo zrezygnować.
-Tak. –mówi po dłuższym milczeniu po czym łączy nasze usta. Jestem najszczęśliwszą
osobą na świecie.
________________________________________
WOW.
~spóźnienie mega.
________________________________________
WOW.
~spóźnienie mega.
~rozdział, no cóż, ja nie ocenię
~2 w nocy, jestem wykończona, ale robiłam to dla was! ♥
Może zauważyliście pewną zmianę, ale powiem wam! :D
MAM NOWE KONTO, już nie Zoe, a Karolina # JUPII
MAMY NOWY SZABLON NA BLOGU, komu się podoba? No komu?! :D
MIŁEGO CZYTANIA, PISZCIE CZY WAM SIĘ PODOBAŁ, no i tak.
MAM NOWE KONTO, już nie Zoe, a Karolina # JUPII
MAMY NOWY SZABLON NA BLOGU, komu się podoba? No komu?! :D
MIŁEGO CZYTANIA, PISZCIE CZY WAM SIĘ PODOBAŁ, no i tak.
~Zoe, Karolina, czy kto tam jeszcze :D
Hejka! Zostałaś nominowana do Libester Blog Awards :)
OdpowiedzUsuńWięcej dowiesz się na: http://harrystyles-youarechanged.blogspot.com :)
O Boże, dziękujemy! ♥ to już 3 (?) nominacja ♥ kurde, świetnie ♥
Usuń