piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział 2




Zeszłam na dół. Myślałam, że wiem kto był sprawcą tego hałasu. Szczerze mówiąc – nie lubię dźwięku tego dzwonka.. Jest taki piskliwy i w ogóle.. cały zły! Ale nieważne.. Ważne jest to co się wydarzyło później...
Ktoś za drzwiami musiał być bardzo wkurzony.. Dzwonił, pukał, walił i nie wiem co jeszcze..
-Louis! Harry! Już idę! – zaśmiałam się. Cała uradowana otworzyłam  drzwi, lecz po chwili cała zbladłam. Moja radość tak nagle została zaburzona. Po chwili patrzenia na siebie, „mój” gość chciał wejść do środka, lecz ja jednym ruchem ręki zablokowałam mu drogę.
-Czego chcesz? – powiedziałam olewająco. Obserwowałam każdy jego ruch.. Bałam się go, muszę to przyznać.
-Kotku, czemu jesteś taka niegrzeczna? – zapytał z tym swoim szyderczym uśmieszkiem.
-Dwie sprawy. Po pierwsze: n i e  m ó w  d o  m n i e  k o t k u – przeliterowałam – Po drugie: spieprzaj stąd i nie pokazuj mi się więcej na oczy.
-Hahaha.. I ty naprawdę  myślisz, że ja sobie tak po prostu pójdę? Mylisz się złotko, oj mylisz… - zadrwił ze mnie.
-Lucas, spadaj stąd.
Zamknęłam drzwi. Najpierw na jeden zamek, potem na drugi. Wbiegłam po schodach na górę. Gdy znalazłam się w pokoju, rzuciłam się na Lissę. Mocnym uściskiem dałam jej do zrozumienia, że coś jest nie tak.
-Liss.. Mam już tego dosyć, uciekłam stamtąd żeby zapomnieć, żeby od tego uciec, a on? On tu się pojawia jak gdyby nigdy nic i myśli, że mu wybaczę, że skarzę się na to piekło. Ja się boję sama wychodzić na ulicę.. A jeszcze bardziej boję się o Jacoba. Jeśli on go ruszy jednym koniuszkiem palca to go zabije! – wykonywałam dziwne ruchy, jakbym obejmowała szyję czy coś – Nie, nie, nie! Zabicie byłoby mało bolesne.. Najpierw odcięłabym jaja, potem bym mu kazała je zjeść, złamałabym pare kości a potemmm – BUM! DZWONEK DO DRZWI! – Lissa, ty idziesz ze mną.
Pociągnęłam ją za rękę i popchnęłam na przód. Bałam się, że to znowu on. A Lissie nic nie zrobi. Nie ma prawa.
-Jak ty to zamknęłaś? – zaśmiała się.
-Jak się bać, to się bać. – odpowiedziałam śmiejąc się.
Lissa otworzyła drzwi i naszym oczom ukazali się dwaj faceci – Harry i Louis. Dałam im znać, że mogą wchodzić.
-Fajny dom.. – powiedział Louis, na 100 z grzeczności.
-Weź przestań, najpierw muszę jakoś normalnie zarabiać, a potem kupię coś lepszego dla nas.
-Dla nas..? – zapytał zdezorientowany.
-Dla mnie i Jacoba.. – zauważyłam jego pytający wyraz twarzy – młodszego brata.
W końcu wszyscy się zebraliśmy i wyszliśmy z domu. Zobaczyłam dwa piękne auta, ich blask mnie oczarował- nawet nie spojrzałam na markę, więc musiało być naprawdę genialnie. Harry otworzył przednie pasażerskie drzwi i „pokazał” Lissie drogę do środka. Ja posłusznie wsiadłam do samochodu z Louisem- wyjścia nie miałam. Oj, upssss…
-Gdzie dokładnie jedziemy? – zapytałam.
-Na imprezę. – powiedział Louis z małym uśmiechem.
-A na jaką imprezę?
-Fajną. – odparł, po czym już nie chciałam kontynuować tej interesującej gadki.
Jechaliśmy z dobre pół godziny, ale kiedyś musieliśmy dojechać, nie?
-Nareszcie! – wysiadłam z samochodu.
Moim oczom ukazał się wielki budynek z dość fajnym nagłówkiem umieszczonym nad drzwiami wejściowymi. Przeleciałam go wzrokiem z góry na dół i z dołu do góry. Dość ekskluzywny. Fajny. Chyba spoko.  Ruszyłam na przód, a cała „ekipa” za mną. Louis mnie dogonił, więc wiedziałam, że zacznie się rozmowa. Tuż przed samymi drzwiami Lou powiedział:
-Jennie, bo tu …eee… nie można wchodzić bez pary… mmmmm … to może my wejdziemy razem? No wiesz tylko na potrzeby tej głupiej zasady… - zawstydził się.. Słodkie to było, ale mnie takie rzeczy nie jarają.. chyba.
Pokiwałam twierdząco głową i złapałam go za rękę- jak chciał tak miał.. Weszliśmy do środka. Na początku było drętwo. Siedzieliśmy, patrzyliśmy sobie w oczka i nic, ale gdy kelner przyniósł drinki- każdy był w dobrym humorze. Po jednej, drugiej, trzeciej i po kolejnej kolejce już byliśmy na parkiecie. Ja tańczyłam z Louisem, a Lissa z Harrym. Około 1 w nocy Harry i Liss poszli gdzieś. Chyba do hotelu, bo u Lissy była jej siostra to nie mogliby „zaszaleć”. Zostałam ja z Tomlinsonem. Tańczyliśmy. Byliśmy co raz bliżej siebie. Nasze ciała nawzajem się pocierały. W końcu byliśmy już tak blisko siebie, że nie dało się bliżej. Spojrzałam mu w oczy i lekko się uśmiechnęłam. Nagle, twarz Louisa zaczęła się do mnie przybliżać. Nasze usta się zetknęły. Chciałam się odkleić, ale nie mogłam.
Odepchnęłam go. Już nie byliśmy ani blisko siebie, ani sklejeni razem.


Jesteś bliżej niż chce rozum, jesteś dalej niż chce serce.. – pomyślałam.


-Co to miało znaczyć?! – krzyknęłam wybiegając z budynku. Oczywiście on wybiegł za mną, bo jak inaczej?
-Myślałem, że tego chcesz! - zgiął się w pół od krzyczenia za mną, lecz ja pobiegłam. Przed siebie. Tak po prostu.
Louis nie próbował mnie dogonić. Wiedziałam, że spotkamy się w poniedziałek. Co wtedy zrobi? A co gorsza- co ja zrobię. Setki pytań- zero odpowiedzi. To było straszne. Nie miałam pomysłu, co dalej zrobić. Jedna łza spłynęła po moim poliku, a za nią następne. Mój tusz był już wszędzie tylko nie na rzęsach. Cierpiałam- bardzo. Sama nie wiem z jakiego powodu. Udałam się na przystanek, a później  byłam już w domu…
 

__________________________________________________________
  Haha! 2 rozdział już za nami! Podoba się? ♥ ~ Zoe xxx
Czytasz = Komentujesz = Motywujesz 
Przepraszam za wszelkie błędy :)

1 komentarz: